Papcio Chmiel, czyli Henryk Jerzy Chmielewski, autor setek opowieści komiksowych o randze kultowych w Polsce, najbardziej cenił swoją księgę poświęconą Powstaniu Warszawskiemu – Tytus, Romek i A’Tomek jako powstańcy warszawscy 1944. Papcio Chmiel, żołnierz Armii Krajowej, był jednym z nich.
„Powstanie zostało w nim na zawsze” ‒ tak wspomina Papcia jego syn Artur B. Chmielewski. Córka, Monique Chmielewska-Lehman pamięta, że kiedy była małą dziewczynką budziły ją często w nocy krzyki ojca. W snach wciąż przeżywał okupacyjny strach.
Do konspiracji wstąpił wiosną 1943 roku, miał niespełna dwadzieścia lat. Warszawiak, urodzony na Starym Mieście, od dzieciństwa był wielbicielem przygód. Do wojska polskiego w podziemiu wciągnął go kolega Janusz Mierkowski. Ukończyli tajną Szkołę Podchorążych Piechoty AK, przeszli podmiejskie ćwiczenia terenowe, ale Henryk Chmielewski, pseudonim „Jupiter”, już w gimnazjum zdobywał harcerskie sprawności. Z Januszem dostali przydział do plutonu w kompanii „Stachna” III batalionu 7 Pułku Piechoty AK „Garłuch” nawiązującego do tradycji 7 Pułku Piechoty Legionów sformowanego pod Warszawą wiosną 1918 roku. Nazwa „Garłuch” przywołuje natomiast najwyższy szczyt nie tylko Tatr, ale całych Karpat. Współcześnie mówimy o nim Gerlach, ale dawniej dla tej dumnej góry funkcjonowało słowiańskie miano Garłuch właśnie.
Latem 1944 roku „ochrzczony” tym imieniem pułk liczył ponad 2200 żołnierzy i oficerów. 1 sierpnia 1944 roku, na kilka godzin przed godziną „W”, „Jupiter” i paru kolegów z „Garłucha” spotkało się w mieszkaniu Janusza w centrum Warszawy przy ulicy Wspólnej. W sumie było ich siedmiu i mieli tylko jeden pistolet. Wyruszyli na Ochotę, gdzie przy ulicy Grójeckiej spodziewali się odebrać granaty. Przeprawa była trudna, ale skończyła się sukcesem. Z granatami za pasem powstańcy, wśród nich „Jupiter”, starali się połączyć ze swoim plutonem. „Garłuch” otrzymał rozkaz ataku na lotnisko Okęcie. „Jupiterowi” nie udało się przebić do swoich przez niemieckie patrole. Dostał się do niewoli, na szczęście wcześniej, przekonany, że będzie rewidowany, pozbył się broni i opaski powstańczej. Uratował życie także dlatego, że nieźle mówił po niemiecku.
„Garłuch” w chaotycznym ataku na Okęcie wykrwawił się. Lotnisko pozostało w rękach Niemców, którzy Chmielewskiego i wielu innych schwytanych na ulicach Warszawy skierowali do ewakuowania nagromadzonego tam sprzętu. „Jupiter” uciekł stamtąd dopiero tuż przed kapitulacją powstania. Ukrywał się pod Warszawą. Wrócił do niej w styczniu 1945 roku. Odnalazł niektórych znajomych, wśród nich koleżankę Hankę Śliwińską, której mąż, a jego przyjaciel, Staszek Kazberuk, także żołnierz AK, poległ w czasie walk na Starym Mieście. Po pięciu latach Hanka wyszła za „Jupitera”.
W pierwszych dekadach PRL-u temat bohaterstwa powstańców warszawskich oficjalnie nie był poruszany. Monique i Artur Chmielewscy wspominają, że mama, kiedy byli mali, w latach 50. i 60. XX wieku, nie chciała im w ogóle opowiadać o wojnie, ale tata, przeciwnie, nawet dodawał do swoich relacji efekty specjalne, na przykład naśladował dźwięki wystrzałów i wybuchów, śpiewał powstańcze pieśni.
Ocaleni weterani „Garłucha” wyszli z konspiracji dopiero w 1983 roku. Wtedy Papcio Chmiel otrzymał Warszawski Krzyż Powstańczy. Zaangażował się w życie środowiska bliskich mu powstańców. Był wśród nich Jurek Kasprzak z Szarych Szeregów, latem 1944 roku młodziutki chłopak. Należał do Harcerskiej Poczty Polowej i pod ostrzałem roznosił listy do powstańców i cywilów. Po latach Henryk Chmielewski i Jurek spotkali się w redakcji „Świata Młodych”. Jurek pracował tam jako goniec, Papcio – rysował przygody trójki bohaterów: Tytusa de Zoo, czyli uczłowieczonego szympansa oraz Romka i A’Tomka.
„Jupiter” zaprojektował sztandar swojego pułku, okładkę monografii o nim, kartki okolicznościowe do korespondencji z kolegami. Wziął także udział w konkursie na pomnik Powstania Warszawskiego. Nie wygrał, ale bardzo się cieszył kiedy, już w Polsce pokomunistycznej, 1 sierpnia 1989 roku został odsłonięty na placu Krasińskich w Warszawie, w pobliżu miejsca, gdzie znajdował się właz do kanału, którym z upadającego Starego Miasta do Śródmieścia i na Żoliborz ewakuowało się kilka tysięcy osób. Według dzieci Papcia największą radość i dumę czuł ich ojciec w dniu otwarcia Muzeum Powstania Warszawskiego 31 lipca 2004 roku. Zawsze, kiedy Monique i Artur przylatywali do Warszawy ze Stanów Zjednoczonych ‒ gdzie mieszkają na stałe ‒ zabierał ich do tego muzeum, tak, jak dawniej do Muzeum Wojska Polskiego, by pokazać im przede wszystkim jeden eksponat ‒ samochód pancerny „Kubuś” zbudowany przez powstańców na Powiślu, którego użyli w dwóch atakach na Uniwersytet Warszawski.
Artur w książce „Papcio Chmiel udomowiony” wspomina: „Tata dokładnie tłumaczył, z czego jest skonstruowany, jaki ma pancerz, jakie podwozie, jak jeździł, jak strzelał, w jakich akcjach brał udział i w jaki sposób wchodzili do niego powstańcy i jak wychodzili”.
Ta precyzja w odtwarzaniu szczegółów zawsze była istotna w życiu i pracy artystycznej Henryka Chmielewskiego. Uważał, że w ten sposób człowiek pozostaje uczciwy, dochodzi do prawdy i dopiero wtedy ma prawo ją przekazać. Papcio robił to po mistrzowsku, mądrze i jednocześnie – wtedy, kiedy mógł sobie na to pozwolić – z inteligentnym dowcipem. Jego wspomnienia nagrane dla Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego bazują na barwnych opisach, utkanych z drobnych szczegółów i dokładnie odtworzonych, zbieranych zewsząd słów.
Nasycony informacjami jest także mural, który Papcio namalował dla tego muzeum. Tytus, Romek i A’Tomek upamiętniają na nim najmłodszych uczestników walk, którzy roznosili pocztę, dostarczali rozkazy i środki sanitarne, wykonywali działania sabotażowe, przygotowywali posiłki, ale także rzucali butelki z benzyną na czołgi.
Papcio Chmiel dożył sędziwego wieku, 98 lat, ale w ostatnich swych latach nie ukrywał, z typowym dla siebie poczuciem humoru, że zamierza przekroczyć setkę i wciąż spotykać się z dzieci i młodzieżą, aby „bawiąc uczyć, a ucząc ‒ bawić”. Prezydent RP Andrzej Duda pośmiertnie odznaczył Henryka J. Chmielewskiego Orderem Orła Białego, najwyższym odznaczeniem państwowym.
Tekst został przygotowany przez portal dlapolonii.pl