Obostrzenia związane z pandemią przybierają coraz to nowe oblicze. Dotknięci są nimi wszyscy, zarówno obywatele Norwegii, jak i mieszkający tu obcokrajowcy.
Na liście utrudnień znajduje się konieczność korzystania z hotelu kwarantannowego, również przez tych, którzy mają swoje mieszkanie lub dom w Norwegii. To obostrzenie bywa czasem nazywane „karą bez przestępstwa”.
To, co niepokoi coraz więcej osób, dotyczy nie tylko wciąż zmieniających się przepisów, ale także sposobu, w jaki traktowani są przyjezdni. W ostatnich dniach ponure wieści napłynęły od zagranicznych podróżnych lądujących w Gardermoen.
Osoby, które przyleciały w niedzielę z Krakowa do Oslo Gardermoen musiały stać stłoczone w oczekiwaniu na rejestrację. Dopiero po zarejestrowaniu rozsadzono ich z uwzględnieniem zalecanego dystansu społecznego. Gdy podróżni próbowali dowiedzieć się więcej o sytuacji, wezwano uzbrojonych w długą broń policjantów. Podróżni udali się do autobusu pod eskortą ochroniarzy.
Jesteście tu niepotrzebni
– Czuję się dyskryminowany – mówi Mateusz Płuska, który wylądował w niedzielę na lotnisku Gardermoen. – Na lotnisku są dwa pasy. Jeden przeznaczony dla Norwegów, drugi dla obcokrajowców. Staliśmy tam stłoczeni – relacjonuje.
Płuska przedstawił celniczce zaświadczenie o tym, że podróż wiązała się z opieką nad nieletnimi dziećmi.
– Na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. Prosiłem o wyjaśnienia. Odpowiedziała mi, że jeśli mi się nie podoba, to mogę rezerwować sobie bilet powrotny, bo oni nas tu nie potrzebują. „Norwegia sobie bez was poradzi” usłyszałem.
Mateusz Płuska jest kierowcą.
– Zawsze staram się dowieść towar na czas. I pracować najlepiej, jak potrafię. Rozumiem, że beze mnie sobie poradzą, bez dziesięciu takich jak ja, również. Ale jeśli wyjadą wszyscy zagraniczni kierowcy, to mogą mieć tutaj problem.
Każdy ma prawo do wyrażania swojego zdania, natomiast słowa padające z ust osoby umundurowanej są czymś więcej, niż prywatną opinią. W sprawie wypowiedzi pracownika na służbie zwróciliśmy się do biura prasowego wschodniego okręgu policji.
– Mogę powiedzieć, że policja oczywiście musi traktować każdego podróżnego z szacunkiem. Na odcinku kontroli granicznej skupiamy się na właściwym sposobie kontaktowania się z podróżnymi i jest dla nas ważne, by odbywało się to profesjonalnie – stwierdził Øystein Stavdal Paulsen ze sztabu prasowego wschodniego okręgu policji.
Na pytanie o zachowanie opisane powyżej nie udało nam się otrzymać konkretnej odpowiedzi.
– Nie mogę tego skomentować – powiedział Paulsen.
Chora poważnie, niewystarczająco
– Uważam, że ta kwarantanna to farsa, nie mają tutaj nad niczym kontroli, staliśmy w ścisku przy rejestracji – kontynuuje Mateusz Płuska.
Podobnego zdania jest inny pasażer niedzielnego lotu. Jarosław Staśkiewicz wracał z pobytu w Polsce, gdzie zajmował się ciężko chorą żoną.
– Moja żona wymaga stałej opieki, którą pełnię na zmianę z córką. Ma porażenie układu nerwowego, do tego boreliozę neurologiczną. Przez rok leczona była w szpitalu. Teraz przebywa w domu. Ze względu na koronawirusa nie przydzielają jej opieki. Kontakt z wirusem mógłby dla niej okazać się śmiertelnym niebezpieczeństwem. Opieką nad nią dzielę z córką.
Gdy Jarosław Staśkiewicz przedstawiał przetłumaczone dokumenty powiedziano mu, że nie spełniają norm, ponieważ żona przebywa w domu, a nie w szpitalu. Najgorszy był jednak sposób, w jaki podróżni zostali potraktowani przez pracowników na lotnisku.
– Jestem zszokowany, że tak traktuje się ludzi. Gdybym tego nie przeżył, nie uwierzyłbym – mówi wzburzony. – Zgromadzono nas w hali odbioru bagażu, czekaliśmy tam dwie godziny. Rozmawiałem z pielęgniarką i dowódcą służby celnej. Wezwano policjantkę z bronią. Grupy, które przeszły już badania, eskortowane były do autobusu przez pięcioro ochroniarzy, jakbyśmy komuś zagrażali.
Jarosław Staśkiewicz twierdzi, że nie zwraca się uwagi na obostrzenia, w autobusie wszyscy byli stłoczeni. Również dostarczane informacje nie są spójne.
– Gdy rejestrowałem się w hotelu powiedziano mi, że nie wolno wychodzić z pokoju. Następnego dnia dzwonił do mnie urzędnik z informacją, że owszem, można wyjść do sklepu czy apteki i na takie wyjście ma się dwie godziny.
Kwarantanna hotelowa na wychodnym
Przedstawicielka gminy Ullensaker, która zarządza kwarantanną hotelową w obrębie lotniska Gardermoen potwierdza, że rzeczywiście wyjścia poza hotel są możliwe, należy tylko wpisać w recepcji godzinę wyjścia i przyjścia.
– Osoby przebywające na kwarantannie hotelowej mogą iść na spacer ze znajomym, ważne by nie siedziały razem w samochodzie i nie korzystały z komunikacji publicznej – mówi pracownica z gminy Ullensaker. – Mają też nie przebywać wspólnie w jednym pokoju hotelowym. Zdarza się, że musimy pukać w drzwi, zza których dobiega wiele głosów i prosić o udanie się każdej osoby do swojego pokoju.
FHI informuje, że to, jakie zasady panują w hotelach kwarantannowych jest zależne od gmin, w których się znajdują. FHI przekazuje wytyczne i zalecenia, ale to gminy regulują funkcjonowanie hoteli kwarantannowych.
– Stosuję się do przepisów, nie łamię prawa. Jestem oburzony, jak nas potraktowano. Będę wysyłać skargi, zaczynając od Rzecznika Praw Obywatelskich, poprzez inne urzędy, a skończywszy na trybunale sprawiedliwości w Strasburgu – zapowiada Staśkiewicz.
Ochrona czy kara?
Przepisy związane z kwarantanną hotelową wydają się być bardziej karą dla osób, które zdecydowały się wyjechać z kraju, niż rzeczywistą ochroną przed koronawirusem. Osoby osadzone w niektórych hotelach kwarantannowych relacjonują, że brak jest kontroli nad tym, co się właściwie dzieje. Ludzie, jeśli chcą, wychodzą z hotelu, spotykają się z innymi, odwiedzają pobliskie sklepy i miejsca publiczne. Choć istnieją też miejsca, w których podróżnym nie wolno opuszczać pokoju.
Gdyby rzeczywiście chodziło o ograniczenie zarażenia, czy ozdrowieńcy, którzy zarażać nie mogą, powinni odbywać kwarantannę w hotelu?
Robert Ura podczas pobytu w Polsce zachorował na koronawirusa. Ciężko przechodził chorobę i trafił do szpitala. Miał stamtąd dokumentację potwierdzającą, że jest ozdrowieńcem. Jednak, zgodnie z przepisami, i on musiał udać się do hotelu kwarantannowego.
– Na lotnisku traktowali nas, jak byśmy wszyscy mieli Ebola – opowiada Ura. – Nikt nas nie chciał słuchać, nie zaglądał w przedstawiane dokumenty. Zostaliśmy spędzeni w jedno miejsce, pojawił się policjant z długą bronią – Robert Ura nie kryje wzburzenia. – Ja rozumiem, jestem tu gościem i respektuję ich zasady. Ale chciałbym być traktowany z szacunkiem, a tego zabrakło.
Brak jednoznacznych przepisów pracującym na przejściach granicznych służbom daje możliwość ich interpretacji według własnego uznania. Pisaliśmy już o tym w tym artykule: Wydaleni pracownicy i problemy drogowców – na różnych przejściach granicznych podejmowane są inne decyzje w oparciu o taką samą dokumentację. Podobnie sprawa może wyglądać w odniesieniu do decyzji o konieczności odbycia kwarantanny w hotelu. Przykładowo pojęcie „poważna choroba” pozostawia dużo przestrzeni na prywatne interpretacje.
A ponad wszystko istnieje szereg wątpliwości, co do zasadności kierowania na przymusowy pobyt w hotelu kwarantannowym, za który dodatkowo należy zapłacić.
Jak podawaliśmy w innym artykule, w oparciu o informacje z rett24.no, Helge Morset, prawnik z norweskiego oddziału Międzynarodowej Komisji Prawników (ICJ-Norge) uważa, że podróżni nie powinni przyjmować grzywien, jeśli naruszają kwarantannę hotelową, a raczej rozpatrywać sprawę w sądzie. Stwierdza, że na ile był w stanie się dowiedzieć, wszystkie nieprzyjęte grzywny zostały wycofane przez policję.
Tak! Dla wspólnych działań
Agnieszka Robak-Tatar wracając z Polski była pewna, że kwarantannę będzie mogła odbyć w domu. Tak się jednak nie stało.
– Byłam w Polsce w związku z koniecznym zabiegiem medycznym. Nikt nawet nie zajrzał w dokumenty – relacjonuje. – Byłam sfrustrowana, podobnie jak wiele innych osób z hotelu. Rozmowy z przedstawicielami gminy Ullesaker były bezowocne.
Pani Agnieszka szczególnie źle wspomina przyjęcie na lotnisku.
– Stworzono tam coś na kształt zagrody dla osób czekających na wynik testu, zrobiło to na mnie okropne wrażenie. Podróżni przeżywali ogromny stres.
Kobieta podzieliła się swoimi przeżyciami na facebooku. Reakcja była szeroka i wspierająca. Okazało się, że bardzo wiele osób miało podobne, przykre doświadczenia, począwszy od niemożliwości wjazdu do kraju, ze względu na brak stałego numeru personalnego, skończywszy na warunkach w hotelu, które zamiast chronić przed zakażeniem zdawały się idealnym miejscem do roznoszenia wirusów między ludźmi przybywającymi z całego świata.
– Skontaktowałam się też z kobietą, o której głośno było w mediach, ponieważ odmówiła pobytu w hotelu. Z tego co wiem, po odmówieniu przyjęcia mandatu wciąż nie dostała żadnej kary. Ja również opuściłam hotel wcześniej, wymeldowałam się po pięciu dniach i dokończyłam kwarantannę w domu. Do dziś nikt u mnie nie był w tej sprawie, nikt nie dzwonił.
Agnieszka złożyła skargę do ESA. Postanowiła też zrobić coś w sprawie, która ją bulwersuje. Zresztą nie tylko ją.
– Założyliśmy grupę, która łączy osoby chcące złożyć pozew zbiorowy przeciwko m.in. restrykcjom wjazdowym. Jesteśmy w trakcie rozmów z adwokatem.
Grupa na facebooku (Osoby, które chcą złożyć pozew przeciwko restrykcjom wjazdowym i hotelowym) została założona 6 maja i już zgromadziła ponad półtora tysiąca osób.
Koszty sprawy szacowane są na około 400 000 koron. Niedługo powstanie zbiórka środków, w której uczestniczyć mogą również osoby niebędące stroną w procesie.
Pojawiła się też inicjatywa skierowana do ludności norweskiej. Na stronie Nei til karantenehotellordingen! można podpisać petycję.
– Mam nadzieję, że wspólnie uda nam się coś z tym zrobić – mówi Agnieszka Robak-Tatar.
O tym, że wspólne działanie może wywołać pożądaną reakcję świadczy sprawa Kingi Mulawki, nagłośniona również przez media.
– Warto podejmować inicjatywę, jeżeli wierzy się w słuszność sprawy. Tu nie chodzi tylko o pojedynczą osobę – mówi Patrycja Firlej z Polsko-Norweskiego Stowarzyszenia Edukacyjno-Integracyjnego z Bergen.
To ona zainterweniowała w sprawie Kingi, kiedy na lotnisku służby graniczne postanowiły wydalić ją do Polski. Kinga Mulawka wracała z pogrzebu nagle zmarłej mamy. Choć od dwóch lat mieszkała w Norwegii, posługiwała się tymczasowym numerem D. Patrycja Firlej robiła, co było w jej mocy, by dziewczynie pomóc.
– Napisałam list do EFTA i do premier Solberg. Skontaktowałam się z wieloma norweskimi mediami. Zareagowało jedynie NRK.
Patrycja skontaktowała się także ze Stowarzyszeniem Razem=Sammen z Kristiansand.
– Podjęliśmy współpracę i cieszę się, że udało nam się działać razem.
Na łamach naszej gazety Razem Kristiansand również opisywaliśmy sytuację Kingi w artykule Deportacja po pogrzebie.
– Jeżeli jest się odważnym i walczy się o to, w co się wierzy, można przebić mur – mówi Patrycja Firlej. – Wierzę, że właśnie to nam się udało i mam nadzieję, że Kinga i wiele innych osób będących w podobnej sytuacji, już niedługo wrócą do Norwegii.
Rząd właśnie ogłosił, że 21 maja zmienią się wymagania dotyczące dokumentacji wykazującej, że cudzoziemcy są uznawani za rezydentów w Norwegii, a tym samym mają prawo wjazdu. Oznacza to, że obcokrajowcy, którzy nie są zarejestrowani jako rezydenci (bosatt), będą mogli przedłożyć inne dokumenty potwierdzające, że mieszkają w Norwegii, np. dokumentację stałego pobytu w Norwegii, a także muszą być w stanie udowodnić, że wracają po czasowym pobycie za granicą.
W tym tygodniu rząd poinformował również o gotowości na przedłużenie ścisłej kontroli wjazdowej do 10 listopada, łącznie z podtrzymaniem hoteli kwarantannowych. Może się okazać, że takiej potrzeby nie będzie, jednak w budżecie zagwarantowa odpowiednie środki w razie, gdyby taka konieczność zaistniała.
Jeśli uważasz, że w czasie przejścia granicznego naruszono twoje prawa możesz złożyć skargę. Pamiętaj, żeby poprosić o imię i nazwisko funkcjonariusza. Wiadomość e-mail powinna być napisana w języku norweskim albo angielskim, a temat musi wyraźnie wskazywać o co chodzi. Skargę należy kierować do okręgu, w którym doszło do domniemanego naruszenia. Listę okręgów policyjnych znajdziesz w linku tutaj.
Przeczytaj również:
2 komentarze
Przez wiele miesięcy działała kwarantanna oparta na zaufaniu. I myślę, że dalej by tak było, gdyby Janusze z Polski nie przyjeżdżali ze sfałszowanymi wynikami testów i nie lecieli na budowę na drugi dzień po przyjeździe do Norwegii, mimo obowiązku odbycia 10-dniowej kwarantanny.
walnij się w łeb idioto, jak pijany polak potrąci przechodnia to idioto wszystkich trzeba wyrzucić ?