Słowa tej znanej piosenki śpiewanej często przy ogniskach, pasują jak ulał do historii Romów norweskich. Dlaczego? Ano dlatego, że w przeciwieństwie do innych krajów, do których przybyli i które przemierzali ze swoimi taborami, w Norwegii podróżowali oni zazwyczaj łodziami, napędzanymi wiatrem właśnie. Oczywiście nie zrezygnowali z koni, co to, to nie. Ale o tym później.
Opierając się na źródłach pisanych, pierwszy raz udokumentowano obecność Cyganów, lub jak nakazuje poprawność polityczna, Romów w Skandynawii – w Danii w 1505 roku i w Szwecji, siedem lat później. Do Norwegii dotarli oni prawdopodobnie właśnie stamtąd.
Nie była to migracja masowa. Żaden romski król nie wydał rozkazu: Pakujcie wozy, jedziem na łososie do Norwegii, bo szwedzkie klopsiki już mi się przejadły. Przebiegała ona stopniowo. Wędrowali więc małymi grupkami i szybko się zorientowali, że łatwiej jest tutaj podróżować wodą. Nie trwało to długo, bo już w 1536 roku Król Danii i Norwegii Christian III nakazał wygnać wszystkich Tater, jak do dzisiaj są nazywani Romowie. Dał im na to trzy miesiące. Nakaz ten widocznie nie był zbyt skuteczny, bo w 1584 roku, kolejny król Fryderyk II, musiał go ponowić. Wreszcie cierpliwość władców się wyczerpała i 5 lat później padł kategoryczny rozkaz deportacji wszystkich Romów i zgładzenia ich przywódców!
Gdyby którykolwiek Tater odważył się powrócić, groziła mu śmierć. Dlaczego chciano się ich pozbyć? W prawie kościelnym, będącym także prawem państwowym, znajdujemy taki zapis
„Omijają prawo, oszukują ludzi, kłamią, kradną i czarują”. Pewnie trochę prawdy w tych zarzutach było, ale.. ten kto nie grzeszy, niech pierwszy rzuci kamień (najlepiej niech go weźmie z fundamentu pałacu biskupiego). Zwykli ludzie byli bardziej tolerancyjni i zazwyczaj ignorowali to bezduszne prawo. Niechęć do przybyszy rodziła się bardziej ze strachu przed nimi, bo przecież inaczej wyglądali, mówili, mieli inne zwyczaje i byli jakby poza systemem, koczując bezustannie.
Dochodziły do tego względy ekonomiczne. Romowie byli doskonałymi rzemieślnikami.
Wyrabiali wysokiej jakości metalowe garnki, patelnie, noże i różne przedmioty codziennego użytku. Także bogato zdobione tkaniny i wiklinowe kosze szybko zdobywały rynek, zagrażając miejscowym producentom i handlarzom. Jak to zwykle bywa, w obronie własnych interesów, rozpuszczali oni plotki o cygańskich czarach, bo przecież słynne „powróżyć panie, powróżyć”? słychać było zawsze w odwiedzanych przez tabory miejscowościach. Gdy coś zginęło w wiosce, łatwiej było zwalić winę na Cygana, choć zapewne kradli także i oni, niż szukać winnego pośród swoich. I tak rósł mit o złych Tater.
Wspomniałem wcześniej o koniach. Pomimo używanych przez Romów łodzi, nigdy z nich nie zrezygnowali . Byli specjalistami w tej dziedzinie, hodowali je przecież od pokoleń. Tam gdzie się dało, używali swoich tradycyjnych wozów mieszkalnych, a w zimie przerabiali je na sanie. Znali się także na podkuwaniu koni, leczeniu ich oraz kastrowaniu.
Te umiejętności zostały w późniejszym okresie docenione przez norweskie wojsko. Zatrudniano Romów jako opiekunów zwierząt.
Powiedzieć, że Tater łatwo się asymilowali to trochę za dużo, bo zachowywali swoją odrębność kulturową, ale mieli za to doskonałe zdolności adaptacyjne.
Przykładem są łodzie zastępujące wozy, dostosowanie wyrabianych produktów do potrzeb i zwyczajów miejscowych, czy wchłanianie nowych słów, których nie było w ich języku, a często brzmi to dość zabawnie. Postaram się to zaprezentować, pomimo tego, że poza „Gadzio”, prawdopodobnie oznaczającego człowieka, który Romem nie jest, nie znam ani jednego słowa w ich języku. Brzmi to mniej więcej tak: Kerdziam łenge różna vróżby Andrzejkowa, kindziam łenge cukierki, ciastki, piben, przystrojindziam łenge sala i bavinenys pes paś Romane gadzitka gila.
Język romski nie jest przez to wszędzie taki sam. W Norwegii wykształcił się tak zwany Rotipa czyli romski, ale ze skandynawską składnią i niektórymi końcówkami. Używany jest do dzisiaj. Żeby było trudniej, jak na tajemniczych przybyszów ze wschodu przystało, istnieje także drugi język czyli Rodi, ten z kolei zawiera elementy niemieckiego i… tylko sami Romowie wiedzą co jeszcze.
To zagmatwanie językowe ma swoje przyczyny zakorzenione głęboko w kulturze, którą Romowie starają się chronić. Nie zdradzają oni swoich tajemnic. Zapytani jak dane słowo brzmi w ich języku, najczęściej podają jakieś słowo zmyślone lub znaczące coś absolutnie innego. Prześladowani praktycznie wszędzie gdzie się pojawiali, wyrobili w sobie mechanizmy obronne. No cóż, nieufność za nieufność.
Tak samo jak z językami jest i z religią. W zależności od kraju w którym przebywali, aby uniknąć prześladowań na tle religijnym, przyjmowali tę w nim wyznawaną. Ale… nie do końca.
Są Romowie katolicy, protestanci, prawosławni, muzułmanie etc. Jednak głęboko zakorzenione, pradawne wierzenia hinduskie, mieszają się z nowoprzyjętymi wyznaniami.
Dużą rolę odgrywa wiara w magię i siły nadprzyrodzone. Romowie wierzą w moc uroków, amuletów i talizmanów, w moc klątw i uzdrawiających rytuałów, a także w reinkarnację.
Wracając do historii norweskich Romów, większa ich fala napłynęła do krainy fiordów w drugiej połowie XIX wieku. Miało to związek ze zniesieniem niewolnictwa Romów we wschodniej części Europy.
Próbowano ich wtedy policzyć, co okazało się niezwykle trudne, ponieważ sami Romowie starali się omijać rozmaite prawa ustanowione przeciwko nim oraz innym obieżyświatom i zwyczajnie policzyć się nie dawali. Tych, których udało się zarejestrować było 1480, czyli w sumie niewielu.
Na przełomie XIX i XX wieku państwo norweskie postanowiło za wszelką cenę ucywilizować Romów i osiedlać ich na siłę.
Nie były to działania zbyt subtelne. Ksiądz Jacob Walnum założył w 1897 roku Towarzystwo Przeciwdziałania Włóczęgostwu, które co kilka lat zmieniało swoją nazwę, by wreszcie w 1986 przekształcić się w fundację Kościelne Służby Społeczne, finansowane od początku przez norweski rząd.
Romskie dzieci były siłą odbierane rodzicom i umieszczane w domach dziecka lub rodzinach zastępczych.
W 1908 roku w Svanviken powstał obóz pracy, w którym dorośli mieli odzwyczaić się od włóczęgi i przyzwyczaić do ciężkiej, systematycznej pracy. Używanie języka romskiego było kategorycznie zakazane. Jakby tego było mało naczelny doktor Johan Scharffenberg uznał Romów za rasę niższą i obciążoną dziedzicznie, która stanowiła słaby materiał genetyczny dla przyszłych pokoleń. Rozwiązanie tego „problemu” widział w sterylizacji.
Ustawa z 1934 roku umożliwiała dobrowolne lub przymusowe sterylizowanie wyznaczonych ludzi. Szacuje się, że od lat trzydziestych do siedemdziesiątych pozbawiono możliwości rozrodu około 300 kobiet, z czego 40 procent w okresie powojennym!
W czasie II wojny, dyskutowano o całkowitej, przymusowej sterylizacji. NS pod wodzą Quslinga było gorącym zwolennikiem takiej polityki rasowej, jednak z powodów ekonomicznych Romów umieszczano w przymusowych obozach pracy, gdzie i tak powoli ich wykańczano.
Wydawać by się mogło, że doświadczenia okrucieństw dokonywanych przez Niemców na Żydach czy Cyganach w Europie, a także ich nazistowskich zwolenników w Norwegii, powinny powstrzymać te eugeniczne i pseudo asymilacyjne zapędy. Jednak jak gdyby nigdy nic, polityka rządu norweskiego nie zmieniła się. Nadal obowiązywały ustawy z początku wieku i okresu wojny. Dodatkowo wprowadzony w 1951 roku zakaz używania koni przez imigrantów, coraz bardziej przyciskał Romów do ściany.
Ale…nie ma „bata” na Cygana. Mistrzowie przystosowania, oprócz wcześniej używanych łodzi zaczęli przesiadać się z koni do samochodów. Podróżowali wzdłuż i wszerz Norwegii, śpiewając pieśni i sprzedając swoje doskonałe wyroby.
Dopiero film dokumentalny „Tater” w reżyserii Vibeke Lokkberg, wyświetlony w 1973 roku, stał się zaczątkiem zmian w okrutnym traktowaniu Romów przez państwo norweskie.
Przetoczyła się wówczas szeroka debata publiczna, której efektem było wstrzymanie finansowania i wreszcie wycofanie się z tych „programów asymilacyjnych” choć chciałoby się napisać „pogromów”, biorąc pod uwagę, że stało się to ostatecznie dopiero w roku 1989.
Romowie uzyskali wreszcie status mniejszości narodowej.
Seria procesów sądowych sprawiła, że otrzymali oni rekompensaty finansowe za prześladowania, sterylizacje i przymusowe adopcje. Romowie zostali także kilkukrotnie przeproszeni publicznie przez władze oraz organizacje kościelne. Ostatni raz w roku 2015.
Przeznaczono także specjalne fundusze na wskrzeszenie i rozwój kultury romskiej w Norwegii, dzięki którym powstały Centrum Kultury i Historii Romów, a także wystawa im poświęcona, znajdująca się w Muzeum Glomdal.
Skończyły się prześladowania i ucisk, jednak te wieloletnie zabiegi doprowadziły do tego, że podsumowaniem krótkiej historii norweskich Romów znów stają się słowa piosenki.
Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma.
Jeden komentarz
Ciekawe. Nie wiele wiadomo o Romach , nawet w Polsce choć było ich u nas wielu.