Tadeusz Pietrzykowski pochodził z Warszawy. Jako jedyny w rodzinie przejawiał zainteresowanie pięściarstwem, przez co na jego hobby patrzono niezbyt przychylnie. Tym bardziej, że miał duży talent do rysunku i malowania dlatego jego przyszłość widziano raczej na Akademii Sztuk Pięknych niż na bokserskim ringu. Zadziorny „Teddy” – bo taki zyskał pseudonim – nie dawał jednak za wygraną. Nie bacząc na przeciwności starał się iść w górę sportowej hierarchii. Do wybuchu II wojny światowej doszedł do mistrzostwa Warszawy i półfinału mistrzostw Polski w wadze koguciej.
„Teddy” do KL Auschwitz trafił razem z pierwszym transportem polskich więźniów politycznych. Został schwytany przez węgierskich żandarmów podczas próby przedostania się do Francji, gdzie zamierzał wesprzeć szeregi tworzącej się tam armii polskiej. Przebywał potem w więzieniach w Muszynie, Nowym Sączu i Tarnowie (nie uniknąwszy brutalnych przesłuchań, jakich ze strony Gestapo doświadczali więźniowie). W Auschwitz znalazł się w połowie czerwca 1940 roku. Miał wówczas 23 lata.
W obozie Pietrzykowski otrzymał nr 77. Warunki, z jakimi musieli mierzyć się więźniowie, były fatalne. Głodowe racje żywnościowe, ciężka praca fizyczna w niehigienicznych warunkach i podłe traktowanie przez obozowych kapo (kary cielesne za byle jakie przewinienie) były na porządku dziennym. A tych, których organizmy nie dawały już rady, byli schorowani i coraz słabsi, czekać mogło tylko jedno – niechybna śmierć: z wycieńczenia lub w komorze gazowej.
Podczas pobytu w obozie Pietrzykowski spotkał wielu interesujących ludzi. M.in. polskich sportowców, w tym znanych narciarzy: Bronisława Czecha (zmarłego z wycieńczenia organizmu w 1944 r.) i Izydora Łuszczka. Nawiązał także kontakt z innymi polskimi więźniami oraz rotmistrzem Witoldem Pileckim, przyłączając się do ruchu oporu – założonego przez niego Związku Organizacji Wojskowej. „Teddy” kilkukrotnie spotykał się też z ojcem Maksymilianem Kolbe, z którym rozmowy na całe życie utkwiły mu w pamięci.
Na początku 1941 r. w Auschwitz pojawił się nowy kapo Walter Dünning – jak się niebawem okazało, były zawodowy mistrz Niemiec w boksie. Jego sportowa przeszłość i zamiłowanie do walki nie było ukrywane przed więźniami, aby wywołać wśród nich większe posłuszeństwo. Któregoś dnia Pietrzykowski otrzymał propozycję walki z Dünningiem, której stawką była dodatkowa porcja chleba i margaryny. Wszyscy niemieccy kapo byli przekonani o tym, że wychudzony, ważący wówczas 49 kg, Polak nie ma najmniejszych szans z kilkadziesiąt kg cięższym, nieodczuwającym obozowych trudów i cierpień, rywalem.
Prymitywny ring ustawiono w rogu obozowej kuchni. „Teddy” musiał posłużyć się roboczymi rękawicami, gdyż profesjonalnych bokserskich jeszcze w obozie nie było. W pierwszej rundzie udało się Pietrzykowskiemu wyprowadzić kilka groźnych ciosów, po których zaskoczony rywal zachwiał się. W drugiej za wszelką cenę skutecznie próbował unikać ataków Niemca, a w pewnym momencie – przypominając sobie rady Feliksa Stamma – wyprowadził mocnego lewego sierpowego. Stamm wprowadzał Pietrzykowskiego w tajniki pięściarstwa w warszawskiej Legii, gdzie „Teddy” przed wojną trenował. Miał szczęście, bowiem trafił na niezrównanego fachowca; jak się po latach okazało – najwybitniejszego w historii polskiego bosku, trenera wielu mistrzów olimpijskich i mistrzów Europy.
Zgromadzeni wokół ringu więźniowie zaczęli wtedy nierozważnie głośno krzyczeć „Bij Niemca”, co poskutkowało gwałtowną reakcją obserwujących pojedynek kapo, którzy rzucili się w tłum z pięściami i kopniakami. Natomiast Dünning zbliżył się do Pietrzykowskiego i oznajmił mu, że spotkał godnego przeciwnika i „już wystarczy”.
Odtąd walki stały się stałym elementem obozowego sportowego życia, a boks dyscypliną numer 2 (po piłce nożnej). Organizowano je w bloku nr 2 w łaźni, a także na placu obok kuchni. Z czasem zaczęto je przeprowadzać w różnych blokach co niedzielę. Szaleńczy pojedynek z Dünningiem umożliwił „Teddyemu” przeniesienie się do mniej męczącej pracy (w stajni), gdzie jednak – aby utrzymać jak najlepszą w obozowych warunkach kondycję – nie unikał ciężkich prac, jak noszenie bel prasowanego siana czy rąbanie drewna. Jednocześnie dużo ryzykował, podkradając esesmanom żywność. Był świadom, że Niemcy będą oczekiwali kolejnych walk z jego udziałem, czemu nie protestował, ponieważ widział w nich szanse na przetrwanie obozowego piekła.
„Teddy” mierzył się z wieloma różnymi przeciwnikami: Niemcami (m.in utytułowanymi – wicemistrzem Europy z 1927 roku. w wadze średniej Wilhelmem Maierem oraz dwukrotnym mistrzem Niemiec z pierwszej połowy lat dwudziestych Harrym Steinem), Polakami (starał się wtedy zadawać rywalom jak najłagodniejsze ciosy), zawodnikami innych narodowości. Stoczył około pięćdziesięciu pojedynków, z których tylko jeden zakończył się jego porażką – stało się to podczas walki z mającym żydowskie pochodzenie, wielokrotnym mistrzem Holandii w wadze półśredniej, Leenem Sandersem. Warto jednak dodać, że w rozegranym trzy tygodnie później rewanżu do Pietrzykowski był górą, nokautując znakomitego przeciwnika.
Pewnego dnia walczył o dwa kotły zupy z jednym z Francuzów, który prezentował niski kunszt. „Biłem się o tę zupę z Francuzem – wspominał Pietrzykowski – wyjątkowo słabym. Tańczyłem wokół przeciwnika, by Niemcy mieli większą radość z oglądania, a gdy ten zaatakował mnie w końcu z furią, zrobiłem unik i Francuz z impetem uderzył w sędziego kapo. Radość z walki była podwójna – 2 kotły zupy i powalony kapo”.
Pietrzykowski dzięki tym wszystkim, odniesionym w ciągu trzech lat, sukcesom został uznany za obozowego mistrza wszechwag. Niemcy zaczęli się z nim liczyć. Niektórzy nawet obstawiali na niego zakłady pieniężne. Jeden z esesmanów wygrał w ten sposób 1000 marek i zobowiązał się do spełnienia życzenia Polaka. Pietrzykowski poprosił o jedzenie i już po chwili pięć kotłów zupy, których nie zjedli Niemcy, było do jego dyspozycji. Zupą podzielił się ze swoimi obozowymi przyjaciółmi.
Wraz z kolejnymi wygranymi pojedynkami i rosnącą pewnością siebie, połączoną z pewną arogancją wobec esesmanów, strażnicy najwidoczniej stwierdzili, że miarka się przebrała. Taka postawa Pietrzykowskiego dodawała otuchy współwięźniom i mogła w najgorszym dla Niemców scenariuszu doprowadzić nawet do obozowego buntu. A do tego za wszelką cenę okupanci nie chcieli dopuścić. Dlatego wymyślono przebiegły plan. Pewnego dnia, pod pozorem otrzymania zastrzyku z witaminami, osadzono polskiego pięściarza w lazarecie. Tam obozowy lekarz Friedrich Entress wstrzyknął mu… tyfusa plamistego. Po niedługim czasie Pietrzykowski stracił przytomność i dostał gorączki. Był bardzo osłabiony, a dalsze utrzymywanie się takiego stanu, zgodnie z obozowym zwyczajem, mogło skończyć się tylko w jeden sposób – wytypowaniem go do komory gazowej.
Silny organizm walczył na szczęście dzielnie i nie poddawał się chorobie. Pomagali opiekujący się nim przyjaciele z obozu oraz rotmistrz Pilecki. Tak „Teddy” doczekał do wizyty w Auschwitz komendanta innego z niemieckich obozów koncentracyjnych – położonego w Neuengamme koło Hamburga. Okazało się, że był nim Hans Lütkmeyer, przedwojenny sędzia bokserski, który rozpoznał Pietrzykowskiego (sędziował jeden ze stoczonych przez niego pojedynków na zawodach w Poznaniu). Zaproponował Polakowi wyjazd do Neuengamme, gdzie znów stawał na ringu do walki z Niemcami. W Neuengamme przebywał do marca 1945 r., a ostatnie tygodnie wojny spędził w obozie KL Bergen-Belsen, skąd wyzwolili go Brytyjczycy.
Do kraju Pietrzykowski powrócił w 1946 roku, jako 29-latek. Niestety nadwątlone wojennymi przejściami zdrowie uniemożliwiło powrót do boksu na wysokim poziomie międzynarodowym. Poświęcił się więc pracy organizatorskiej i szkoleniowej. Mieszkał wtedy w Warszawie i uczęszczał też jako wolny słuchacz na wykłady na Akademię Sztuk Pięknych. Rozpoczął także studia na AWF, które ukończył ostatecznie w 1959 r. Jednocześnie pracował jako trener boksu w klubie Zryw. Karierę szkoleniową oraz nauczyciela wychowania fizycznego kontynuował w kolejnych dziesięcioleciach, również po przeprowadzce do Bielska- Białej. Młodzież uwielbiała zajęcia z Pietrzykowskim, bowiem jak nikt inny potrafił do nich trafić i zainteresować sportem.
Tekst został przygotowany przez portal Dlapolonii.pl