Podróż za jeden… tysiąc
– Głupiej już chyba nie mogłeś się pomylić – Boguś śmiał się całą drogę do samochodu. – Przez jedną, błędną literkę w nazwie miasta wylądowałeś prawie 1000 kilometrów dalej na północ.
– Masz rację, głupiej nie mogłem – też się uśmiechnąłem, ale trochę jak dzik z szyszką w ryju. Postanowiłem nie dzielić się z Bogusiem tym, że jednak mogłem głupiej, przecież mało brakowało, a bym poleciał do Kristianstad w Szwecji. – Ale przynajmniej mój bagaż znalazł się Kristiansand, czyli tam gdzie powinien, bo pan celnik też się pomylił.
Patrzę na mojego wybawcę: dres Adika, łańcuch na szyi , białe najki na nogach i jaką furę ma… czarny Golf trójka na srebrnych alusach, ciemne szyby i nawet gazu nie montował tylko na benzynie śmiga. Oj, powodzi się.
Jedziemy na dworzec PKS, to znaczy na autobusowy, bo podobno najlepiej jechać autobusem. Panienka z okienka o imieniu Ingun, brzmi to jak jakiś granulat nawozowy, uśmiecha się i drukuje potrzebny mi bilet.
– Et tusen kroner.
– Dawaj tysiaka – szepce Boguś.
– Ile??? Czy ona to dobrze policzyła, czy wali cenami na oślep?
– No tysiąc koron – przez zaciśnięte zęby powtarza mój kumpel.
Przypomniała mi się książka Bahdaja „Podróż za jeden uśmiech”. Dzieciaki dały radę, to i ja dam.
– Jadę „na stopa” – oświadczam z groźną miną.
– Czyli możesz jeszcze głupiej – Boguś już nie mógł powstrzymać śmiechu. – Dawno nie wylądowałeś nie tam, gdzie trzeba? Nie wygłupiaj się nawet, nikt Cię nie zabierze. Chyba że lubisz postać przy szosie, to idź. Dla ułatwienia powiem Ci, że południe jest tam – wskazał palcem w jakimś kierunku.
– No dobra, wezmę ten bilet, ale to połowa mojego budżetu.
– Szybko się odkujesz, zobaczysz.
Podziękowałem Bogusiowi i pożegnaliśmy się.
Jadę! Biała Scania wiezie mnie przez góry, lasy i doliny Norwegii. Tę drogę to musiał budować chyba pijany wąż, bo kręta strasznie. Zmęczony zasnąłem wreszcie. Śnił mi się ten don Kretynsen z lotniska, co nie chciał mi pomóc. Wydawał jakieś dziwne dźwięki i zaczął się wreszcie dusić.
Ocknąłem się, nade mną stał kierowca w białej koszuli, ze skórzaną torebką na monety przymocowaną do paska. Gadał coś melodyjnie, ale jakby fałszywie i jedyne co zrozumiałem to:
– Kristiansand i „JA”?! – on też się dusi? Mówił to swoje „ja” na wdechu z wyraźnym zapytaniem w głosie.
– Kristiansand – odparłem i wyszedłem z autobusu.
Syreny, krzyki.
Wszędzie pełno policji, ludzie uciekają w popłochu, słychać nawet strzały z pistoletu. Nie wiem co się dzieje. Przestraszony padam na glebę i nakrywam głowę rękami, pamiętam to z woja. Bezpieczny kraj, pomyślałem tylko i zamknąłem oczy.
Po chwili wszystko się uspokoiło.
Słyszę śmiech i szwargotanie. Podnoszę się ostrożnie i rozglądając się dookoła wstaję. Z tłumu wybiega jakiś facet w czapce i najwyraźniej zmierza w moim kierunku. Krzyczy coś i macha rękami. Autentisk i genialt to jedyne, co przypomina jakiekolwiek znane mi słowa. Autentyczne genitalia? Facet wyciąga do mnie łapy.
– O nie, tak łatwo mnie nie weźmiecie, zboki – wołam i posyłam mu gonga prosto w papeterię, aż się zwalił na trawnik jak dzik w ściółkę.
Przez chwilę jakby życie zamarło, większość ludzi stanęła z otwartymi ustami. Chciałem wykorzystać ten moment i uciekać, ale tu wszędzie pełno policji. Trudno, pomyślałem i ruszyłem w stronę najbliższego radiowozu unosząc ręce na znak pokoju. Ku memu zdziwieniu policjanci zrobili w tył zwrot i zaczęli biec w kierunku przyczepy campingowej, która stała w pobliżu, po czym się w niej zamknęli! I to mają być potomkowie walecznych wikingów? O co tu chodzi?
– Aj Poland – krzyknąłem głośno i w tym momencie zadzwonił mój telefon.
– Heloł Kristian, help!
– Hello Śhepan, don’t move – to zrozumiałem, bo przecież oglądałem policjantów z Miami, którzy często zatrzymywali w ten sposób bandytów.
– Okay Kristian, aj dont mów – wybąkałem i wtedy go zobaczyłem.
Wielki facet z telefonem przy uchu zbliżył się do mnie i uśmiechnął przyjaźnie, choć widać było, że jednak jest trochę zdezorientowany.
– Hello – powtórzył i podał mi swój telefon.
– Halo?
– Szczepciu? Coś Ty tam odwalił?
– Boguś! Jak dobrze że to ty – wypaliłem z ulgą i opowiedziałem mu co tu zaszło.
– Daj szefa do telefonu.
Rozmawiali dłuższą chwilę i oblicze Kristiana rozjaśniło się najpierw, potem zaczął się śmiać, aż w końcu podając mi telefon, rechotał już na całe gardło.
– Boguś, co jest?
Przez kilka minut słuchałem spazmatycznego śmiechu kolegi, aż wreszcie, krztusząc się, wydukał:
– Ekipa filmowa popularnego serialu kryminalnego kręciła tu scenę z pościgu. Wszyscy ci ludzie to aktorzy i technicy filmowi, dlatego policja uciekła przed tobą. Facet, któremu sprzedałeś fangę w nos jest reżyserem. Był zachwycony autentycznością i twoim geniuszem aktorskim, bo klapnąłeś podobno o glebę, jakbyś naprawdę się bał. Nic nie mówił o autentycznych genitaliach, chciał Ci tylko pogratulować. Będziesz w norweskim serialu, gwiazdo Ty moja!
– Głupio wyszło – powiedziałem i poszedłem przepraszać reżysera, który już się ocknął.
Przeczytaj również:
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 1
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 2
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 3
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 4
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 5
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 6
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 7
Szczepan w kranie lodu. Odcinek 8
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 9
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 10
Szczepan w krainie lodu. Odcinek 11
Jeden komentarz
Naprawdę się uśmiałam! Zarówno po pierwszym odcinku, jak i drugim???Super! Proszę o więcej ???