Ubrania, zabawki, jedzenie, sprzęt AGD – wszystko to za darmo. Do sklepiku Hjelp oss å hjelpe w Kristiansand może przyjść każdy potrzebujący pomocy materialnej.
Organizacja działa w mieście od listopada 2014. Cztery lata temu przeniosła się z magazynu i zajęła lokal przy Kristian IVs w Kristiansand, gdzie funkcjonuje jako bezpłatny sklep. Hjelp oss å hjelpe ma swoje siedziby na terenie całej Norwegii, ale jedynie w Kristiansand działa na zasadzie sklepu. Jej założycielką i liderką jest Elisabeth Thorsen. Jest to organizacja non-profit, w której wszyscy działają na zasadzie wolontariatu. Czynsz za wynajem lokalu opłaca Ludvig Lømsland.
Duży odzew na ogromne potrzeby
Gdy Elizabeth wchodzi do lokalu z dala słychać jej radosny, lekko zachrypnięty głos. Krótko ścięte włosy, bystre, figlarne spojrzenie i uśmiech niemal nieschodzący z ust to jej znaki rozpoznawcze. W sklepie panuje zamieszanie, kilkanaście osób z zapamiętaniem przegląda wystawione towary. Ktoś przychodzi odebrać zamrażarkę. Ktoś inny pyta o szczoteczkę do paznokci. Można by rzec – szwarc mydło i powidło, bo właśnie tak różne potrzeby zgłaszają odwiedzający.
Dobremu humorowi Elizabeth trudno się dziwić. Zjawiam się w czasie, gdy po publikacji w lokalnych mediach od mieszkańców Agder do punktu Hjelp oss å hjelpe Vest Agder napłynęła niespotykana ilość darów.
Z drugiej strony, wraz z rozwojem konfliktu między Ukrainą i Rosją, zapotrzebowanie na pomoc gwałtownie wzrasta. Do punktu przychodzą rodziny ukraińskie, którym brakuje wszystkiego. Na miejscu spotykam Alinę, mamę pięciorga dzieci. Jest z nią dwójka najstarszych synów. Oglądają buty do gry w piłkę nożną, znajdują grę planszową oraz plecaki, które może niebawem przydadzą im się do szkoły. Okazują duży entuzjazm, gdy jedna z wolontariuszek przekazuje dla ich młodszej siostry lalkę barbie, wciąż czekającą w pudełku na małe rączki pierwszej właścicielki, najmłodszy, dwuletni brat, dostanie klocki Duplo. Mama otrzymuje kurtkę wiosenną dla jednego z dzieci, a także kosmetyki i środki higieniczne. Na skupionej twarzy pojawia się uśmiech. Nie komunikuje się w żadnym obcym języku, ale przy pomocy tłumacza w telefonie i przygodnie napotkanych ludzi, udaje jej się przekazać, czego potrzebuje. Dziękuje jednak po norwesku.
– Tusen takk – mówi miękko wypowiadając głoski.
Takich rodzin jest wiele. W czasie niespełna godziny, którą spędzam w lokalu, cały czas panuje tam wzmożony ruch. Na szczęście towarów nie brakuje. Pomieszczenia znajdujące się na najniższym poziomie budynku pełnią rolę magazynu i zapełnione są ubraniami oraz innymi darami, które sukcesywnie są segregowane, by potem trafić do nowych właścicieli. W tym roku sklep wyjątkowo otwarty był również w czasie Świąt Wielkanocnych. Przyszło wówczas ponad 300 osób.
Pomoc z serca
Hjelp oss å hjelpe ma aż 34 wolontariuszy i, z czego bardzo dumna jest Elizabeth, na przestrzeni ośmiu lat działalności żaden z nich nie zrezygnował. Jest to sukces, tym bardziej, że nikt tutaj nie zarabia.
– Z punktu widzenia psychologicznego to bardzo korzystne tutaj pracować – mówi pochodząca z Kosova Albina, jedna z wolontariuszek.
Przyznaje, że sama w prywatnym życiu styka się z różnymi wyzwaniami, ma problemy ze snem. Widzi, że praca w tym miejscu poprawia jej humor.
– Gdy pomagamy innym czasem przynosi to dużo łez – mówi Albina. – Możliwość pomagania sprawia, że człowiek nawet nie chce myśleć o rezygnacji z tej pracy. Teraz, gdy pomagamy Ukraińcom, codziennie widzimy dużo wdzięczności.
– Miałam piątkę małych dzieci – wspomina Elizabeth Thorsen. – W tamtym czasie brakowało systemu pomocowego, a z jednej pensji nie było łatwo utrzymać tak dużej rodziny. W związku z pracą, którą wykonywałam, również widziałam wiele potrzeb. Rodzice, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, nie chcieli iść do NAV z obawy przed Barnevernet. Nadal tak bywa. A u nas pomoc odbywa się na innych zasadach. Każdy może przyjść. Notujemy tylko ilość osób, na potrzeby naszych statystyk, niczego nie zgłaszamy. Dlatego ludzie mogą przychodzić do nas bez obaw.
Elizabeth wcześniej zajmowała się pracą z dziećmi i młodzieżą, później poszerzyła specjalizację, by móc pracować z ludźmi uzależnionymi. Ale to osobiste doświadczenia zdeterminowały jej drogę. Chce pomagać ludziom, bo wie, jak ważna jest pomoc w pewnych sytuacjach, przed którymi stawia nas los.
Obserwując zapotrzebowanie na pomoc łatwo stwierdzić, że sytuacja jest obecnie trudniejsza niż parę lat wstecz.
Sytuacja coraz trudniejsza
– Najpierw była pandemia, potem przyszły duże rachunki za prąd. Najbardziej ucierpiały osoby, które pracowały na zastępstwach (vikar). Wielu straciło możliwość pracy – mówi Elizabeth.
– Pomocy potrzebuje zwykły człowiek z ulicy, ktoś, kto stracił pracę, osoba uzależniona, bezdomny. Takich ludzi jest wielu – kontynuuje Thorsen – raz w tygodniu, w środę, pracownicy organizacji rozdają im darmowe posiłki przed budynkiem NAV w Kristiansand.
Ludzie związani z Hjelp oss å hjelpe czują, że wykonują naprawdę istotną pracę. Wdzięczność ludzi, którym pomagają jest tego potwierdzeniem, a jednocześnie dużą motywacją i najlepszą dla nich zapłatą.
Obecnie Hjelp oss å hjelpe nie nie potrzebuje ubrań, brakuje natomiast ryżu, makaronu i innych suchych produktów.
Jeśli chcesz wesprzeć organizację, sprawdź na bieżąco ich stronę: Hjelp oss å hjelpe facebook, gdzie na bieżąco informują o zapotrzebowaniu.
Hjelp oss å hjelpe Vest Agder
Poniedziałek-środa-piątek w godzinach 11-15.
Rzeczy dostarczać można we wtorek i czwartek w godz. 17-19.
Zamknięte w czasie świąt i przez cały lipiec
Vipps: 503678
2 Comments
Piękna inicjatywa! Wyrazy uznania dla Elizabeth i wolontariuszy!
Zdecydowanie tak, ogromnie zaangażowani ludzie.