Urodził się w Polsce, dorastał w Danii. Żywot emigranta zna od podszewki. Czesław Mozil z redakcją Razem Norge o dorastaniu, życiu „tu” i „tam” i najlepszej broni przeciw dyskryminacji. A także o zaskakującej formie koncertów, które w maju odbędą się w Norwegii.
Zawsze wiedziałem, że jestem Polakiem mieszkającym w Danii, a nie Polakiem, który pragnie zostać Duńczykiem.
Redakcja Razem Norge: Wyjechałeś z Polski, gdy miałeś 5 lat. Przeprowadziłeś się z powrotem już jako dorosły mężczyzna. Jakie miałeś wyobrażenie o kraju nad Wisłą i Polakach, zanim zamieszkałeś w Polsce?
Czesław Mozili: Moje pierwsze wyobrażenie o Polsce i o Polakach zyskałem, odwiedzając rodzinę jako nastolatek, a potem, gdy jako dorosły już chłopak przyjeżdżałem do Krakowa odwiedzać przyjaciół, którzy tam studiowali. Następnie zacząłem przyjeżdżać do Polski z własną trasą – dzięki temu miałem poczucie, że poznaję Polskę coraz lepiej, choć mam wrażenie, że chyba nikt nie pozna Polski dobrze, dopóki w niej nie zamieszka i nie zmierzy z systemem, który czasami jest nie do zrozumienia dla kogoś, kto mieszkał za granicą.
Za czym najbardziej tęsknisz będąc z dala od Polski?
Najbardziej tęsknię za swoją żoną, swoimi kotkami i swoim mieszkaniem na warszawskiej Pradze. Bez dwóch zdań to jest miejsce, które jest moim domem i za którym tęsknię. I to jest bardzo fajnie, mieć miejsce za którym się tęskni, wiedzieć, gdzie jest twój dom.
Co najbardziej cenisz w Danii?
W Danii cenię chyba najbardziej to, że Duńczycy są bardzo logiczni, mniej emocjonalni, więc jak dyskutują, czy poruszają jakieś problemy społeczne, nawet w polityce, jest to zawsze bardziej merytoryczne i bez emocji. I cenię jeszcze w Danii to, że wszystko jest tak niesamowicie, bezczelnie piękne – od architektury, krajobrazów, aż po samych ludzi.
Jak na Ciebie wpłynęła emigracja i fakt dorastania jako imigrant w Danii? Czy czułeś się u siebie?
Zawsze wiedziałem, że jestem Polakiem mieszkającym w Danii, a nie Polakiem, który pragnie zostać Duńczykiem. Byłem po prostu emigrantem, synem Polki i Ukraińca, więc wydaje mi się, że czułem się u siebie. Byłem za to świadkiem, jak moi koledzy z Turcji, z Maroka, z Iranu, którzy mieli inny kolor skóry, byli inaczej traktowani. To jest coś, co odkryłem dopiero jako dorosły, że właściwie mnie traktowano jak Duńczyka, bo zwykle w sklepach z zabawkami, czy z cukierkami, nikt nie wiedział, skąd pochodzę, bo byłem biały, ale moi koledzy byli ciemni…
Wydaje mi się, że dzieci potrafią ze sobą rozmawiać, obojętnie jak bardzo się różnią. Dopiero my, dorośli, uczymy się widzieć w sobie nawzajem wrogów.
Przyznajesz, że pierwsi Twoi koledzy z duńskiego podwórka to nie rodowici Duńczycy, a głównie Arabowie, którzy nie mówili dobrze po duńsku. Stwierdziłeś w jednym z wywiadów, że „Byliśmy ci obcy”. Jaki miało to wpływ na Twoje dorastanie?
Tak, moi wszyscy koledzy byli z krajów arabskich i wpłynęło to fantastycznie na moje dorastanie, dlatego że arabska kultura i generalnie kultura Wschodu są mi bardzo bliskie. Są to też kierunki, które wybieramy z żoną jak jedziemy na wakacje. Byliśmy wszyscy inni: ja się różniłem od Duńczyków, moi koledzy różnili się od Duńczyków, a Duńczycy się różnili od nas i tym sposobem umieliśmy ze sobą rozmawiać. Wydaje mi się, że dzieci potrafią ze sobą rozmawiać, obojętnie jak bardzo się różnią. Dopiero my, dorośli, uczymy się widzieć w sobie nawzajem wrogów. Dzieci bawią się razem i rozmawiają ze sobą na placu zabaw, bo jeszcze nikt im nie powiedział, że ten z innym kolorem skóry jest obcy, a jak obcy, to gorszy.
Jak Polacy byli postrzegani przez Duńczyków w czasach, gdy tam dorastałeś?
Polacy byli postrzegani nie jako duża społeczność, którą ewidentnie są teraz w Danii, ale zawsze byli bardzo pozytywnie odbierani. Wydaje mi się, i mam też taką nadzieję, że Polacy mają bardzo dobrą opinię w Danii, również w Norwegii i w Szwecji.
Zetknąłeś się z problemem rasizmu lub dyskryminacji?
Jak mówiłem wcześniej – nie, nie doświadczyłem dyskryminacji ani rasizmu, ale też byłem dość nieskromnym chłopakiem i nie pozwalałem na wszelkiego typu uwagi. Chyba zawsze też miałem szczęście do szacunku.
Najskuteczniejszą formą przeciwdziałania dyskryminacji jest po prostu dialog.
Czy czułeś się kiedyś dyskryminowany, w Polsce lub innym miejscu na świecie?
Dyskryminacji na tle, że się jest Polakiem, na pewno nie było trudno doświadczyć poza Danią. Miałem „przyjemność” na lotnisku w Moskwie wyczuć, że jestem Polakiem, albo w Wilnie, gdzie mniejszość polska jest bardzo dyskryminowana. Do takich sytuacji dochodziło w różnych miejscach na świecie, ale tak naprawdę są to tylko wyjątki. Generalnie chyba jesteśmy bardzo lubiani, choć nie ukrywam, że przez ostatnie osiem lat mniej się chwaliłem, że jestem Polakiem gdy byłem za granicą.
Co, według Ciebie, skutecznie pomaga przeciwdziałać dyskryminacji?
Najskuteczniejszą formą przeciwdziałania dyskryminacji jest po prostu dialog. Jest taka anegdota: Siedzą panowie budowlańcy, czytają gazetę i mówią: „Kurczę, zobacz! Ten ciapaty, i ten ciapaty! Co oni robią?” i nagle ich kolega, Ali, mówi: „Panowie, co wy gadacie? Co wy robicie? Przecież wy mówicie źle o moich braciach i siostrach!”. Na co odpowiadają: „No ale Ali, to nie o tobie mówimy, ciebie przecież znamy i lubimy, my tylko o tych innych!”
Dlatego według mnie tu zawsze chodzi o dialog i uświadamianie społeczeństwa, że to, że ma się inny kolor skóry, czy ma się święta w innym dniu kalendarzowym niż nasze, nie oznacza, że się nie możemy dogadać i nie możemy być braćmi i siostrami, albo przynajmniej żyć wspólnie w zgodzie.
Pytania o tożsamość są niełatwe, ale również bardzo istotne. Czy, jako dziecku Ukraińca i Polki, wychowującemu się w Skandynawii, doskwierało Ci poczucie odmienności, niedopasowana? Gdzie szukałeś odpowiedzi na pytanie o to, kim jesteś, jakie strategie, świadomie czy też nie, przyjąłeś?
Jako dziecko Ukraińca i Polki nie ukrywam, że najważniejsze było dla mnie, o czym też wspominałem na płycie Księga Emigrantów. Tom 1., że moi rodzice nigdy nie skarżyli się na Polskę, na Ukrainę, ani nie skarżyli się na Danię – nasz nowy dom. To sprawiło, że nie czułem się obcy, po prostu wiedziałem, że jestem synem emigrantów i że Dania jest moim nowym krajem. Chociaż jako nastolatek, wiadomo, że szuka się swojej tożsamości i chce się poznać odpowiedź na różne pytania: Dlaczego rodzice wyjechali? Dlaczego akurat Dania?… Ale oprócz tego, to mam poczucie, że dzięki rodzicom i dzięki temu, że chodziłem do szkółki sobotniej na język polski i na religię, że byłem harcerzem i ministrantem, mimo że moi rodzice nie chodzili za bardzo do kościoła – to wszystko dobrze wpłynęło na ukształtowanie mojej tożsamości. Istotne i bardzo dobre było też utrzymywanie kontaktu z Polonią. W dorosłym wieku zrozumiałem, jak ważne jest dla integracji to, że im lepiej znasz swoje korzenie, tym lepiej integrujesz się w nowym kraju, w którym mieszkasz.
A jak byłeś postrzegany w Polsce, gdy zdecydowałeś się zamieszkać w Krakowie?
Kiedy zamieszkałem w Krakowie, czy też wcześniej, kiedy przyjeżdżałem do Krakowa i nie byłem jeszcze znany jako Czesław Śpiewa, to byłem postrzegany jako bardzo ciekawy, fantastyczny muzyk. Kraków jest jednak tak specyficzny, że jak człowiek trafił do szerszej grupy odbiorców, nagle wisiał na bilbordach X-Factora, to wtedy Kraków stał się piekłem i nie ukrywam, że jest to miasto, które wspominam i lubię do niego przyjeżdżać, ale jeszcze bardziej lubię z niego wracać do Warszawy.
Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że sukces nie zawrócił Ci w głowie, między innym dlatego, że życie dało Ci nieźle w kość i dzięki temu mocno stąpałeś po ziemi. Które z trudnych doświadczeń najbardziej Cię ukształtowało?
Wydaje mi się, że to przez fakt, że zawsze chciałem pracować. Moją pierwszą pracą było roznoszenie gazet, miałem wtedy 13 lat, potem, kiedy miałem 16, pracowałem w kinie i w McDonaldzie i tak już pozostało, że zawsze pracowałem i robiłem też rzeczy poza muzyką. Tak jest do dziś. Taki balans jest bardzo dobry i sądzę, że każdy młody człowiek powinien jak najwcześniej próbować zarobić swoje własne kieszonkowe i brać odpowiedzialność w pracy. To wszystko niezwykle kształci i są to małe kroki, żeby później w pracy się nie bać i nie bać się ryzykować. Ale niezłą nauczką było wziąć kredyt i kupić knajpę z przyjacielem, kiedy pracowaliśmy 18 godzin na dobę, bo poza knajpą pracowaliśmy jeszcze ja jako tłumacz na budowie, a mój kolega jako budowlaniec i stolarz, więc to był hardcore i tego akurat nie życzę żadnemu młodemu człowiekowi.
…rodzice nigdy nie narzekali ani na Polskę – kraj, z którego chcieli wyjechać. Nie narzekali też na Danię – kraj, który nie mógł im dać statusowo wszystkiego tego, co mieli w Polsce i na Ukrainie.
Przyznajesz, że nigdy nie będziesz mówił płynnie polsku, ani po duńsku. A w jakim języku myślisz?
Cały czas jest tak, że myślę czasami po polsku, czasami po duńsku, w zależności od sytuacji i to jednak jest coś, czego nie kontroluję. I teraz, jak jadę do Kopenhagi na kilka dni, istnieje duża szansa na to, że będę w Kopenhadze myślał po duńsku, ale właściwie jeszcze tego nie sprawdziłem. To jest tak nielogiczne, że to się zmienia nawet kilka razy dziennie.
Czy jest coś, co łatwiej Ci wyrazić po duński i odwrotnie – po polsku?
To jest trudne pytanie i trudno mi na to odpowiedzieć. Na pewno 15 lat temu wiele kwestii było mi łatwiej wyrazić po duńsku. Teraz, jak już 15 lat mieszkam w Polsce, to duński zaczyna się robić coraz trudniejszy, powoli zanika, i zaczynam czasami wymieniać duńskie słowa na angielskie, za to coraz więcej rzeczy przychodzi mi łatwiej po polsku.
Ukończyłeś akademię muzyczną. Studiowałeś też polonistykę i mówisz, że w tym poległeś totalnie. Co sprawiło Ci największą trudność?
Chodziłem na polski, ale był to dla mnie tak ogromny szok, gdy mój kolega, który zaczynał na pierwszym roku polonistykę, nie umiejąc po polsku ani słowa, po pół roku był lepszy z polskiej gramatyki niż ja. Zrozumiałem, że to, że mówiłem w domu po polsku, wcale nie musiało znaczyć, że jestem też dobry w pisowni i mówię poprawnie. Cieszę się, że dalej tego nie kontynuowałem, bo nie ukrywam, że to było pewne zmierzenie się z rzeczywistością, że na uniwersytecie duńskim w Kopenhadze, mimo że mówiłem świetnie po polsku i miałem dobry kontakt z Polonią, niekoniecznie sprawdziłem się na polonistyce, to było trudne.
Jesteś wdzięczny rodzicom, za wychowanie w poczuciu tolerancji wobec innych kultur i nacji. Podpowiesz rodzicom wychowującym dzieci na emigracji, jak budować w nich tę otwartość?
Według mnie istotne było to, że rodzice nigdy nie narzekali ani na Polskę – kraj, z którego chcieli wyjechać. Nie narzekali też na Danię – kraj, który nie mógł im dać statusowo wszystkiego tego, co mieli w Polsce i na Ukrainie. Musieli ciężko pracować, ale swojej trudnej sytuacji jako emigranci nie przelewali na dzieci i tym samym ja miałem poczucie, że nie byłem obcy, i że Dania była mi przyjazna, podczas gdy była ona obca dla rodziców, którzy mieli najtrudniej jako emigranci, bo wyemigrowali po czterdziestce.
W Norwegii byłeś już parę razy. Udaje Ci się komunikować z Norwegami po duńsku? Jakie są Twoje wrażenia z poprzednich wizyt w tym kraju?
Norweski i duński pisemnie są takie same, ze Szwedami jest mi trochę łatwiej się porozumieć, ale z Norwegami też się da! Od zawsze mam jakiś dziwny sentyment do Norwegów. Norweg kojarzy mi się z zabawną postacią z kreskówki, bo studiowałem z nimi na akademii muzycznej i to zawsze Norwegowie obchodzili swoje święto narodowe, pili najwięcej i byli najbardziej szaleni. Uważam więc Norwegów za dość zabawny naród, ale w jak najbardziej pozytywnym i serdecznym znaczeniu.
Czym zaskoczysz publiczność na Twoich norweskich koncertach?
Jak ktoś jeszcze nie był na koncercie solowym, to sama forma będzie zaskakująca. To nie będą tylko same piosenki, to będą anegdoty, balansowanie między płaczem a śmiechem, próba spojrzenia na nas, Polaków, z perspektywy chłopaka, który nie był wychowany w Polsce. Wydaje mi się, że dużo emigrantów, którzy wpadną na koncert, zrozumie, że tak naprawdę to, co ja przeżyłem jako dziecko, jest dokładnie tym, co ich dzieci mogą teoretycznie teraz przeżywać jako dzieci polskich emigrantów. Czasami przychodzą do mnie po koncertach i dopiero wtedy rozumieją, że przecież ja też szedłem ścieżką ich dzieci, że wychowywałem się na emigracji w Danii, oni w Norwegii, ale to wszystko wydaje się do siebie bardzo podobne.
Jak dokończyłbyś zdanie:
Ja jestem…
Ja jestem szczęściarzem w życiu, który nigdy się nie bał bardzo ciężko pracować, więc wydaje mi się, że czasami można sobie zapracować na szczęście ciężką pracą.
Czesław Mozil w maju odwiedza Norwegię. Jego występy można zabaczyć:
10.05 w Stavanger-Randaberg – BILETY
11.05 Arendal – BILETY
12.05 Oslo – BILETY
Chcesz wygrać bilet? Weź udział w konkursie: Konkurs Razem Norge z rozdaniem biletów na koncerty Czesława Mozila