Jak mieszkało się w Skandynawii kilkanaście wieków temu? Jak podejmowano wtedy gości, szykowano towar na sprzedaż, planowano rozwód? Dzięki interesującej konstrukcji ta książka świetnie pomaga wyobrazić sobie i istotne, i te bardziej błahe aspekty życia na Północy w epoce wikingów.
W jaki sposób pokazać szerokie spektrum życia społecznego na przestrzeni kilkuset lat i na naprawdę sporym, obejmującym obszar kilku współczesnych państw, terenie? Jak opowiedzieć o epoce wikingów tak, by całego kadru nie wypełnili zuchwali wojownicy? Przed tym zadaniem stanęła jedna z autorek serii „24 godziny”, amerykańska skandynawistka Kirsten Wolf.
W książce „24 godziny w świecie wikingów. Życie codzienne oczami mieszkańców. Od niewolnicy po wojowniczkę, od szkutnika po wodza” po niespokojnych godzinach nocy następują równie emocjonujące pory dnia. Wszystko rozgrywa się gdzieś pomiędzy rokiem 800 a 1100 w jednym z miejsc na Północy – przeważnie na Islandii – z powodu najobficiej występujących właśnie tam źródeł. Zdarzają się jednak i norweskie wątki.
Mamy tu 24 godziny i 24 nasycone informacjami historie. To scenki rodzajowe oparte głównie na faktach, ale niepozbawione pewnej domieszki inwencji twórczej. Sięganie po fikcję zdarza się głównie tam, gdzie opowieść sięga po „zwykłych ludzi” i opiewa codzienne czynności. Kroniki, sagi czy inne źródła, z których można czerpać informacje o życiu epok dawnych, skupiały się wszak raczej na porywczych królach, żeglarzach-awanturnikach czy wybitnych skaldach, a nie na ceniących sobie spokojne życie rzemieślnikach, kupcach czy gospodyniach domowych.
Na kartach tej książki spotkamy opowieści zaznajamiające nas zarówno z historią militarną, np. przebiegiem kluczowej dla rozwoju chrześcijaństwa w Norwegii bitwy pod Stiklestad, gdy śmierć poniósł Olaf II Haraldsson, jedyny norweski święty, jak i kulturą materialną (m.in. kamienie runiczne, rozwinięte szkutnictwo) i obyczajowością – chociażby zwyczaj porzucania noworodków lub piętnowanie biernego homoseksualizmu. Dzięki (nielicznym) „epizodom niesamowitym” przeniesiemy się natomiast w świat dawnych wierzeń i folkloru.
Zajrzyjmy do środka książki, zdecydujmy się na małe podglądactwo…
Co też dzieje się po 3:00 nad ranem w duńskiej osadzie handlowej Hedeby? Oto żona piekarza, Sigrid, „biegnie, żeby ułożyć placki jęczmienne na wystawionym na zewnątrz stole, a następnie rozpala ogień w pokoju dziennym, by upiec tam podpłomyki w zawieszonej nad paleniskiem rynience”. Na spragnionych kulinarnych atrakcji czekają też w „24 godzinach…” baranie jądra, wielorybi tłuszcz czy kostki sfermentowanego i ususzonego rekina.
Po 15:00 islandzki ojciec radzi nieszczęśliwej córce: „Gdy następnego lata ludzie będą jechali na Althing, wstań z łóżka i poproś kilku mężczyzn, żeby pojechali z tobą, jakbyś ty też chciała się tam udać. Następnie wróć do łóżka i w obecności tych mężczyzn, stojących u wezgłowia twojego męża, wymień imiona świadków i oświadcz, że jesteś prawnie rozwiedziona z Hrutem”.
Kolejna islandzka (już była) mężatka przed 22:00 wprowadza zaś w życie zgoła inny plan: „Wie, że na Islandii istnieje prawo mówiące, iż przed zabiciem człowieka trzeba go obudzić. Pozbawienie kogoś życia we śnie określane jest jako haniebne morderstwo i karą za nie będzie prawdopodobnie wyjęcie spod prawa. (…) Zaczerpuje głęboki oddech, podnosi swój krótki miecz wysoko ponad Thorda i…” I? I co? Otóż… – zachęcam, proszę sobie samemu doczytać!
W „24 godzinach…” coś dla siebie powinni bez trudu znaleźć zarówno ci, którzy wikingami interesują się od 24 godzin, jak i ci, którym ta tematyka towarzyszy od 24 miesięcy.