Osoby pochodzące z Polski w norweskiej przestrzeni publicznej, a tym bardziej politycznej, to zdumiewająca rzadkość. Dziś chcę przedstawić Wam kobietę, która zdecydowała się zrobić krok naprzód.
Gdy przychodzę na miejsce spotkania Anna Nawrocka siedzi zajęta przeglądaniem notatek, obok których stoi filiżanka z kawą, na okrągłym stoliku znajduje się również książka. Na tym skrawku kawiarnianej przestrzeni panuje atmosfera przytulnego biura. Widząc mnie Anna uśmiecha się, moją uwagę zwraca jej pełne zainteresowania spojrzenie, które, jak okaże się w czasie naszej rozmowy, moja rozmówczyni kieruje w stronę różnych aspektów życia.
Zachwyt
Nieuchwytny jak „kos”. Magnetyzm Norwegii
Anna sama nie umie sprecyzować, czy to właśnie ciekawość świata, czy może szczególna atmosfera norweskich miasteczek sprawiły kiedyś, że zakochała się w tym kraju.
– W młodości kilkakrotnie przyjeżdżałam do Norwegii. Po powrocie do Polski uśmiech zadowolenia na długo nie znikał z mojej twarzy. Mama nie mogła się nadziwić, co się ze mną dzieje. Tak na mnie działa ten kraj. I nawet, jeśli ten uśmiech nie zawsze jest szczery, to w końcu jest uśmiech, a nie ponura mina. Uśmiech, który może komuś uratować życie.
Ale tak naprawdę to nie uśmiech niepewnej proweniencji przyciągnął Annę do Norwegii. Raczej norweski kos. Ta przytulność, która umożliwia czerpanie przyjemności z tego, co dzieje się tu i teraz, zadziałała na nią jak magnes.
Gdy czternaście lat temu zdecydowała się na przeprowadzkę, bez zwłoki zapisała się na kurs norweskiego. Tempo, z jakim robiła postępy, pozwoliło jej na zdanie Bergenstest już po dwóch latach. Wrośnięcie w język było łatwiejsze dzięki małżeństwu z Norwegiem. Nie miała problemu z chłonięciem nowej kultury. Mają jedną córkę i choć związek zakończył się, to miłość do Norwegii przetrwała.
Po przybyciu do nowego kraju Anna szybko rozpoczęła pracę. Najpierw jako opiekunka w domu usamodzielniającym dla osób niepełnosprawnych, następnie w gimnazjum (ungdomsskole) jako asystentka, a później w szkole językowej, gdzie nauczała norweskiego.
Z czasem podjęła też studia na UiA na kierunku Nordisk språk og litteratur.
– Nynorsk mnie rozłożył, był dla mnie za trudny. I właśnie dlatego przeniosłam się na socjologię.
Zmiana kierunku okazała się strzałem w dziesiątkę. Nowa perspektywa odsłoniła przed Anną niedostrzeganą wcześniej rzeczywistość.
– Spotykałam się z ludźmi, którzy nie czuli się tu jak w domu. To powszechne uczucie doskwierające emigrantom: w nowym kraju nie czują się całkiem u siebie, w kraju rodzinnym też już nie. Odkryłam, że aby funkcjonować dobrze jako członek społeczeństwa, a nie jako „imigrant”, musisz spełniać się na wielu płaszczyznach: duchowo, zawodowo i społecznie. To moja recepta na integrację, znalazłam ją w czasie studiów.
O intergracji
Zaufanie, które buduje
Anna zdaje sobie sprawę, że jest wiele modeli integracji. Sama, by odnaleźć się w tej rzeczywistości i czuć się pełnoprawnym członkiem społeczeństwa, musiała zmienić mentalne postrzeganie wszystkich nacji, a nie patrzeć tylko na jedną, polską mniejszość. Przywołuje postać prof. Niny Witoszek. Mówi ona o swoim gombrowiczowskim podejściu do emigracji i powtarzając za mistrzem, „przezwyciężeniu Polski” w sobie. W Annie również nie ma śladu etnocentryzmu. Jego miejsce zajmuje postrzeganie siebie przez pryzmat miejsca, w którym przyszło jej żyć.
– Dlatego unikam sformułowań oni – Norwegowie i my. Piszę po prostu „w naszej Norwegii”.
Wiele rodzin, które przyjeżdżają z Polski do Norwegii, mają kontakt tylko z krajanami. Anna stara się zachęcać do większego zaangażowania, bo to ono daje poczucie przynależności. Podkreśla, jak ważne jest budowanie społecznych relacji, które zresztą przydają się później, choćby w trakcie szukania pracy. Dają również poczucie akceptacji.
Zauważa, że polscy imigranci często tworzą w Norwegii równoległe społeczeństwo.
– Z ust przyjezdnych można słyszeć opinie, że Norwedzy są naiwni, że gdyby nie ropa nie byłoby tu nic. Ale ja wtedy mówię, że na tej „naiwności” udało się wiele zbudować.
I przywołuje ostatnie zawirowania polityczne w Polsce oraz epitety pod adresem Kukiza zalewające portale społecznościowe. Negatywne nastawienie do polityków i brak zaufania leżą na przeciwległym biegunie postaw dominujących w Norwegii. Bo tu ważne jest zaufanie.
– Jeśli człowiek chce zmian, powinien oddać swój głos, a nie narzekać, czy poniżać innych. Trzeba wybrać partię, która najbardziej odpowiada ideologicznie – radykalną, obojętnie jaką, ale najważniejsze, żeby zająć stanowisko i się zaangażować.
Anna docenia podstawowe wartości budujące norweskie społeczeństwo. Pisując do FVN w dziale Kronika (Kronikk) nie unika jednak trudnych tematów. Pisze o problemach psychicznych wśród młodych ludzi, o tym, że potrzebują doskonalenia a nie diagnozy. W jednym z komentarzy przytacza konkluzje badacza Fafo Jona Horgena Fiberga z raportu „Imigranci, którzy powinni radzić sobie sami”. Grupa o której mowa prawie nie jest uwzględniana w obrazie różnorodności Norwegii. Przyczyną tego stanu rzeczy jest, według badacza, brak polityki integracyjnej w zakresie imigracji zarobkowej.
Moja rozmówczyni podkreśla, że zaufanie było i będzie jednym z najważniejszych czynników rozwoju społeczno-gospodarczego Norwegii. Tymczasem wielu imigrantów doświadcza w pracy sytuacji, które to zaufanie nadwyręża. To jest niekorzystne dla wszystkich. Proponuje tworzenie miejsc spotkań, w których można by wyrażać własne opinie i stymulować udział w działaniach wolontariackich. Wielu pracujących imigrantów nie rozumie ducha pracy wolontariackiej i jej wielkiego znaczenia w procesie integracji.
– To właśnie umiejętność współpracy zbudowała Norwegię – dodaje Anna.
Zaangażowanie
Więcej niezależności, więcej odpowiedzialności
– Gdy pracowałam w szkole zastanawiałam się nad rozwiązaniami, dlaczego coś funkcjonuje w taki, a nie inny sposób. W czasie zebrań dopytywałam o przyczyny i otrzymywałam zawsze tę samą, wymijającą odpowiedź – mówiono mi, że to polityczne pytanie. A ja naprawdę chciałam poznać powiązania systemowe, zrozumieć, o co w tym chodzi.
Pytania długo pozostawały bez odpowiedzi. Studia na wydziale socjologii pozwoliły odnaleźć niektóre z rozwiązań i ułatwiły poszukiwanie kolejnych.
– To w czasie studiów obudziło się moje zainteresowanie polityczne, dokładniej gdy pisałam pracę licencjacką na temat samorealizacji w społeczeństwie. Zdziwiło mnie, w jaki sposób jedna osoba może zmieniać rzeczywistość. Myślę, że poprzez uczestnictwo w życiu publicznym można mieć realny wpływ na to, co dzieje się w kraju.
Wydaje się, że zaangażowanie polityczne Anny było naturalną konsekwencją jej zainteresowań i życiowej filozofii.
Od dwóch lat jest członkinią Fremskrittspartiet (Frp – Partia postępu). Wizja społeczeństwa opiekuńczego, które czyni ludzi pasywnymi, była jednym z wielu punktów stycznych w programie Frp i jej własnych poglądach.
– Chcę mieć wpływ na to, co dzieje się lokalnie. Polacy są jak wszyscy inni, każda jednostka w społeczeństwie ma takie same prawa. Ale tych praw trzeba jednak czasem bronić.
Annie odpowiada liberalny kierunek rozwoju społeczeństwa. Zdecydowanie opowiada się za wolnością jednostki. Jest zdania, że każdy powinien decydować o sobie i brać odpowiedzialność za własne działania. W państwie opiekuńczym, jakim jest Norwegia, dochodzi do sytuacji, w której ludzie przestają się starać, gdyż państwo podsuwa gotowe rozwiązania pod nos. Jednak problem pozostaje – zamiast przysłowiowej wędki dostają rybę i nadal nie wiedzą jak sobie radzić.
– Obecnie pracuję w NAV jako veileder. Robię rzeczy, które przynoszą mi satysfakcję; cieszy mnie stymulowanie ambicji u innych i buduje to, jak się rozwijają. Ale jednocześnie smuci, że system tworzy ofiary. Wielu ludzi przed trzydziestką trafia na rentę. Tym samym zostają wykluczeni z życia zawodowego.
Politycznie Anna chciałaby skupić się na wypracowaniu prewencyjnych rozwiązań dla młodych, które pozwoliłyby im pozostać aktywnymi zawodowo, również osobom z obniżoną zdolnością do pracy. Uważa, że zbyt wielu młodych ludzi staje przed wyzwaniami związanymi ze zdrowiem psychicznym i faktycznie nie otrzymują na czas pomocy, jakiej potrzebują. Zależy jej na wypracowaniu środków zapobiegania samobójstwom.
Anna jest zwolenniczką teorii mówiącej o wbudowanym w każdego człowieka pędzie do działania (virketrang). Sama zaangażowała się w pomoc więźniom. Odwiedza ich w więzieniu w Mandal, prowadząc z nimi rozmowy.
– Chcę, żeby czuli się akceptowani. Kiedyś wyjdą z więzienia i będą aktywną częścią społeczeństwa, będą żyć obok mnie, obok mojej córki. Zależy mi, żeby umieli odnaleźć się na nowo w świecie, a poprzez wizyty i rozmowy, mogą być na bieżąco ze sprawami, z którymi zetkną się po opuszczeniu więzienia.
Przypomina również o podstawowych potrzebach człowieka, a właściwie trzech z pięciu wskazanych przez Masłowa – o potrzebie przynależności, bycia dostrzeganym i samorealizacji. Według niej wyznacznikiem szczęścia jest robienie tego, co się lubi. Uważa, że każdy powinien pracować, a posiadanie pracy wpływa na zdrowie psychiczne ludzi.
A zatem praca, najlepiej taka, którą się kocha.
Odkopcie swoje ambicje
Największym hamulcem w rozwoju jest strach przed porażką
– Wielu rodaków przyjeżdża z wykształceniem, kompetencjami zawodowymi i doświadczeniem, a podejmują się najprostszych prac, i często nie jest im z tym najlepiej. Dopiero studia socjologiczne otworzyły mi oczy na to, jak wielu ludzi nie czuje się spełnionymi. Mamy wszystkiego za dużo i może dlatego trudno znaleźć odpowiedź na pytanie, po co żyjemy i czego tak naprawdę nam potrzeba. Ja odkryłam, że tego, czego potrzeba mnie i wierzę, wielu innym ludziom, to rozwój osobisty. Mam taką naturę, że aby się rozwijać potrzebuję przeciwności i wyzwań. Jeśli ma się swoje zdanie, to trzeba się liczyć z krytyką. To popycha mnie na przód.
Co zatem jest najsilniejszym hamulcem rozwoju?
– Gdy pracowałam w szkole językowej obserwowałam, zwłaszcza wśród Polaków, że wstydzili się czytać po norwesku: bo nie umieją, bo czytają źle. Najsilniejszym hamulcem jest lęk przed porażką. Do pewnego czasu też bałam się porażki i to mnie zatrzymywało.
Co w takim razie pomogło Ci pokonać ten strach?
– Umiejętności językowe – bez wahania odpowiada Anna. Zastanawia się przez chwilę. – A może jednak ciężka choroba? Miałam nowotwór z przerzutami. Było ze mną naprawdę krucho. Pomyślałam wtedy: jak to, odejdę i nic po mnie nie zostanie? Wyzdrowiałam i teraz wiem, że muszę coś po sobie zostawić.
Å gjøre hverandre gode
Anna przyjechała do Norwegi jako młoda kobieta, nowy kraj i jego kultura zmieniły jej spojrzenie na świat. Często w naszej rozmowie wspomina o przyjacielskim podejściu do innych, postrzeganiu pozytywnych aspektów. Mówią o tym å gjøre hverandre gode.
– Norwegia nauczyła mnie starać się postępować tak, by negatywne aspekty nie przesłaniały dobra oraz szacunku do drugiej osoby. Pomimo wszystko, bo każdy może myśleć inaczej.
Na zakończenie spotkania podaje mi książkę, która w trakcie naszej rozmowy leżała na stoliku. To „Sercem w dwóch krajach. Norwesko-polskie pejzaże kulturalne” z dedykacją od autorki, pani Janiny Januszewskiej-Skreiberg i od niej dla osoby, z którą kiedyś próbowały podejmować wspólną inicjatywę. I choć projekt nie powiódł się, subtelny gest uznania wskazuje na pewną cechę ludzi, którzy krocząc naprzód potrafią też doceniać osiągnięcia innych.
Dziękuję za rozmowę!
12 komentarzy
Niestety Pani Ania ma byc moze niespelnione ambicje i na sile probuje nas przekonac jak super osoba jest i jak to dziala tu i tam . Smieszne bo w rzeczywistosci nie potrafi ludzi ani motywowac ani nawet wysluchac najlepiej pokazuje to cytat rzuccie szmaty odkopcie ambicje. Jako socjolog powinna znac realia. Czasem trzeba ambicje schowac w kat by egzystowac. Napewno taki tekst nikogo nie motywuje. Brak profesjonalizmu.
Szkoda ze jestescie dosc malo obiektywni. Tylko komentarze ktore sa pozytywne zostaja umieszczone, a te ktore pokazuja rzeczywistosc nie ujrza swiatla dziennego. Jak TVP 1.
pani Anna lapie sie byle czego by zaistniec, a tak naprawde w niczym nie jest dobra na tyle by sie wybic i zaistniec. Sama sie nie spelnia a probuje innym doradzac.
Po sociologi powinna miec swiadomosc ze to malo terapeutyczne oskarzac kogos o brak ambicji, bo sprzata. To raczej motywacji nie daje do dzislania , a wrecz dziala demotywujaco. Tak sie chwali jak to szerokie postrzeganie swiata ma a nie zauwaza ze niektorzy byc moze sa zmuszeni pracowac tak a nie inaczej. Slaby z niej sociolog, jak sama mowi nie dala rady na jednych studiach wiec wziela to co bylo i jakos sie jej udalo.
Widać że ta osoba do dziś nie zrozumiała jak rozmawiać z ludźmi. Artykuł który ma przedstawić ja jako super osobę to przekłamanie.
Jest dość płytka i powierzchowna jeśli prace na sprzątaniu widzi jako brak ambicji . Szkoda mi tych którym niby pomagać chce.
Napeawde tak niski poziom reportazu. I ta osoba chyba nie bardzo lubiana., az dziwne ze nikt nie komentuje.
Zalosne jest to ze gazeta nie publikuje nic co jest na nie! Anna nie jest zadnym weilederem
Jak nie masz informacji to się lepiej nie wypowiadaj ! Jak jestes pesymistka/à to lepiej zmien portal . Albo podaj Imie i Nazwisko ?
Moze chce byc, ale byc a znac sie na tym to dwie ruzne zeczy.z takim podejsciem jak pna ma do ludzi to chyba nie ten zawod.
Ona chce zrobic cos by zaistniec. Taka potrzeba.
A reportaz malo obiektywny
Jakie to obludne. Jeszcze nie dawno Anna opowiadala jak to nie po drodze jej bylo z pewnymi osobami, a teraz na sile do tych osob chce sie przypasowac i oglasza wszem i wobec jak to pomaga bo guzik prawda.
Trafilem na artylol i okazalo die ze Anna jest z polski. spotkalem ja w Navie ale mi nie pomogla. Mowila po norwesku mimo ze wiedziala ze jestem z Polski, bo pokazywalem pismo co dostalem z Navu. Udawala norwezke. Tak osoba co skomentowala ma racje. Kobieta wybrala nie ta profesje. Brak empatii i checi pomocy. Jest tam jeszcze jedna osoba z pl ale jej nie bylo.
Anna is the best person from polan. Regards from norwegian paintmaster
Nastepna biurwa „realizujaca sie” za pieniadze podatnika.
Cześć Aniu , serdecznie Cię pozdrawiam , dawny kolega z pracy , Mirek M. 🙂