Osoba o wielkim sercu, ktoś, kto z wewnętrznej potrzeby, niezależnie od miejsca pobytu, inwestuje swoją energię, czas i wszelkie możliwe środki, aby stać się wsparciem i pomocą dla tych, którzy jej potrzebują – to właśnie wolontariusz. Na początku grudnia cały świat obchodził Dzień Wolontariusza. Dziś wśród Ukraińców mieszkających w Kristiansand są również tacy, którzy są bezpośrednio zaangażowani w to święto. Redakcja Razem przedstawia Wam jedną z nich – Olenę Voroncową, szefową organizacji Ukraińcy w Agder.
– Oleno, powiedz proszę, jak i gdzie zaczęła się Twoja przygoda z wolontariatem?
– Moja przygoda z wolontariatem zaczęła się w wieku 12 lat, kiedy zaczęłam zarabiać na siebie. Pomogłam dziewczynce z dysfunkcyjnej rodziny wielodzietnej, której rodzice nadużywali alkoholu. Z powodu trudnych warunków mieszkała 5 dni w tygodniu w internacie. Starałam się jak najwięcej uczestniczyć w jej życiu – karmiłam ją, szyłam ubranka, zabierałam do zoo i na zabawy dla dzieci, stale odwiedzałam ją w internacie. Wspierałam też rodzinę w Naddniestrzu (nieuznawana republika PMR), w której matka miała AIDS, i syn (mój chrześniak) również miał tę chorobę. Poza tym na długo przed wojną miałam grupę ukraińską, gdzie razem z innymi dziewczynami z całej Ukrainy organizowaliśmy zbiorową skarbonkę, przekazywałyśmy pieniądze i kupowałyśmy żywność i leki dla potrzebujących. Można powiedzieć, że całe życie komuś pomagam, jestem wolontariuszem. To jest wezwanie mojej duszy!
– Dlaczego Twoim zdaniem sposób wolontariatu naprawdę „rezonuje” z Tobą?
– Muszę przyznać, że czerpię ogromną satysfakcję z pomagania innym! I jeszcze jedno – często nie wiem jak odpowiedzieć „nie” ludziom, którzy o coś proszą.
– Wyniszczająca wojna trwa na Ukrainie od ponad dziewięciu miesięcy. Podziel się, co organizacja, którą kierujesz, osiągnęła w tym czasie?
– Na początku wojny wszyscy byliśmy zdezorientowani i nie wiedzieliśmy, co robić. Tutaj, w Agder, znałam maksymalnie 15-20 Ukraińców. Ale mieliśmy szczęście, bo Polonia zorganizowała naszą pierwszą demonstrację-spotkanie z uchodźcami (za co jesteśmy bardzo wdzięczni). Wielu Ukraińców spotkało się i poznało na tej imprezie. Zebrawszy się, wspólnie postanowiliśmy założyć organizację publiczną, w której zostałam wybrana na prezesa zarządu. W konkretnych przypadkach udało mi się nawiązać kontakt z kilkoma wolontariuszami z Norwegii, Anglii, z ukraińskimi fundacjami charytatywnymi, z wszystkimi pracowałam jako tłumacz. Rozmawialiśmy online 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, byłam „koordynatorem”, bo ukraińscy wolontariusze nie porozumiewali się w innych językach. Tłumaczyłam dla wszystkich, aby mogli się dobrze odnaleźć, zrozumieć i udzielić pomocy. Szukałam też uchodźców, którzy chcą ewakuować się norweskimi samochodami, by nie wracali z polskiej granicy puste. Byłam w kontakcie z każdą rodziną – koordynowałam – kto, gdzie, jak jedzie, kogo odebrać. Ludzie, którym pomogłam, są zupełnie obcy. To było trudne. Ale ten wysiłek jest tego wart. Bo wielu udało się ewakuować w bezpieczne miejsca. To miłe, że już wtedy jedna z rodzin przyjechała do Kristiansand z kwiatami na spotkanie. Jeszcze wspomnę o innym obszarze pracy – kiedy ludzie zaczęli przyjeżdżać, system norweski nie był dostosowany. Nie wiedzieliśmy do końca, jakie prawa przysługują Ukraińcom, jak zostaną przesiedleni, jakie gwarancje socjalne mają itp. I dlatego wiosną dużo czasu poświęciliśmy na spotkania z przedstawicielami norweskich władz, z NAV, UDI, IMDi, organizacjami charytatywnymi i innymi, aby pomóc w rozwiązaniu kwestii organizacyjnych i dostosowaniu systemu. Jednocześnie jako odrębny kierunek prowadzona była pomoc informacyjno-edukacyjna dla uchodźców – gdzie i jak mogą znaleźć potrzebne informacje, gdzie się zwrócić itp. Szukaliśmy i znaleźliśmy również możliwości współpracy z dobroczyńcami w zakresie zaopatrywania nowo przybyłych w odzież, obuwie i artykuły gospodarstwa domowego. Na ten czas niestety przypadła również moja osobista próba – choroba. Ale nawet będąc w szpitalu, pod kroplówkami, starałam się nie rezygnować z działania, rozumiejąc tragedię i beznadzieję, w jaką wpadli moi rodacy. Jednocześnie, równolegle z pracą na rzecz uchodźców w środku kraju, systematycznie zbierano fundusze i pomoc humanitarną, która jest wysyłana z Norwegii na Ukrainę. W szczególności zorganizowaliśmy koncert zespołu „Sky”, który dość sporo kosztował. W końcu, aby opłacić przyjazd artystów, zaciągnąłem pożyczkę w wysokości 50 000 koron. Na szczęście impreza się udała i znaczna część dochodu została przekazana na fundusz charytatywny Serhija Prytuły. Przy okazji zbieraliśmy i nadal zbieramy środki finansowe, samochody, ciepłą odzież, generatory itp. na potrzeby Sił Zbrojnych i ich poszczególnych jednostek. Od czasu do czasu organizowane są aukcje charytatywne i wyprzedaże, pieniądze ze sprzedaży trafiają na cele charytatywne. Jednym słowem ja, jako szef organizacji publicznej, wraz z moim zespołem wnosimy maksymalny możliwy wkład w przyszłe zwycięstwo Ukrainy!
– I na koniec podziel się swoimi planami.
– Mam wiele pomysłów: chcę zorganizować nową zbiórkę ciepłych rubrań, butów, koców, śpiworów, lampek na baterie, świec parafinowych itd. Kontynuujemy zbiórkę pieniędzy na zakup generatorów. Planujemy negocjacje z kierownikami sklepów spożywczych i ustawienie wózków spożywczych na niepsującą się żywność, którą można przekazać na Ukrainę w ramach pomocy. Szczególnym w planach jest mój projekt kulturalny, który jest w początkowej fazie – dom kultury. Jestem przekonana, że programy, które będą tam oferowane, pomogą uchodźcom, którzy dołączają do naszej organizacji, odzyskać harmonię i równowagę psycho-emocjonalną, przywrócić zdrowie psychiczne, znaleźć przyjaciół i nawiązać kontakty towarzyskie oraz rozwinąć własne talenty. Chcę, aby był pilates, taniec, śpiew, rysowanie i wiele innych kreatywnych zajęć dla dzieci i by zajęcia te odbywały się tam za darmo.