Adam Dobrzyński: Jesteś wokalistką, pianistką, autorką tekstów, a także kompozytorką. Która z tych Twoich muzycznych części jest Ci jednak najbliższą?
Magdalena Bańkowska- Moskwa: Pffffff…. O matko, jakie trudne pytanie… Nie mogę się zdecydować, która jest mi najbliższa… Każdy mój dzień wypełniony jest graniem na fortepianie, śpiewaniem i przelewaniem na papier pomysłów, tekstów, melodii, próbami znalezienia ciekawych akordów… To wszystko, plus dwójka moich dzieci, wypełnia mi czas. Od kiedy zaczęła się moja przygoda z muzyką w wieku sześciu lat, moje życie ciągle wygląda tak samo, choć nie jest takie same. Pracuję w szkołach muzycznych jako nauczyciel fortepianu i akompaniator oraz wspomagam projekty musicalowe w Filharmonii Gorzowskiej. Raz jestem bardziej pianistką, innym razem, przy okazji koncertów i występów scenicznych, raczej wokalistką, ale kiedy mam chwilę tylko dla siebie szukam ciekawych brzmień, fajnych fraz i interesujących tematów.
Najbliższa jest mi po prostu muzyka. Dzięki temu, że ogarniam te wszystkie rzeczy i jestem samowystarczalna, to co robię odzwierciedla całkowicie moją duszę i wrażliwość. Niezależnie od tego, czy gram, czy śpiewam, czy piszę i komponuję, te wszystkie części mojego muzycznego życia przenikają się i uzupełniają wzajemnie.
Zaczęłaś swoją muzyczną edukację w wieku sześciu lat. Fortepian to był pomysł rodziców?
Tak, to wszystko dzięki moim rodzicom. To Oni, ale też dziadek, potrafili zainteresować mnie muzyką, wspierali przy stawianiu pierwszych kroków, tak jak w życiu… Bez nich jako 6-latka nie mogłabym podejmować ważnych i trudnych decyzji na całe życie, nie miałabym tyle samozaparcia i uporu. To nie jest łatwe. Masz kolegów i koleżanki, którzy po szkole się bawią, spotykają, wspólnie spędzają czas, a ty po lekcjach siedzisz przy pianinie i ćwiczysz, po kilka godzin, codziennie. Tylko w niewielkim stopniu możesz czerpać z dzieciństwa to, czego doświadcza większość dzieci. Nigdy jednak tego nie żałowałam, bo miałam to szczęście, że zawsze czułam wsparcie rodziców, a moja młodość to czas bez telefonów, bez internetu, więc można było albo zwyczajnie nic nie robić, albo rozwijać siebie i swoje pasje. Wybrałam tę drugą drogę. Po kilku latach ciężkiej pracy już samodzielnie zdecydowałam, że muzyka to nie tylko moja pasja, ale też przyszły zawód i sposób na życie.
Jak ważne przy tworzeniu muzyki, wyrażaniu siebie, jest muzyczne wykształcenie?
Jest moim zdaniem niezbędnym elementem, jeśli chcesz być muzykiem, świadomym muzykiem. Ja nie wyobrażam sobie bycia wokalistką bez tych lat edukacji, bez umiejętności gry na instrumencie, bez wiedzy muzycznej zdobytej zarówno w dziedzinie muzyki klasycznej jak i rozrywkowej. Jeśli masz wykształcenie muzyczne, to w kompozycjach słychać zupełnie inne frazy, inne podejście do melodii, do pojedynczego dźwięku. Nie trzeba być wykształconym muzykiem, żeby tworzyć dobre i wartościowe rzeczy, ale wiedza teoretyczna i lata spędzone z instrumentem pozwalają się otworzyć, mieć w tym, co piszesz dużo powietrza, przestrzeni na kolor, na emocje, na niuanse, które potem wprawne ucho słuchacza prędzej czy później wyłapuje. Bycie wokalistką dla mnie ściśle łączy się z byciem pianistką, jak już wcześniej wspomniałam to się przenika, nie mogłabym śpiewać nie umiejąc grać i odwrotnie. Komponując nie mam żadnego problemu z zapisem nutowym swoich pomysłów, z każdym muzykiem mogę porozmawiać na temat utworu poruszając się po nim, posiadając wiedzę i wykształcenie mogę samodzielnie rozpisać partię dowolnego instrumentu, współpracować przy aranżowaniu piosenki i w ogóle być w całym procesie twórczym jakby w środku, od początku do końca. To bardzo pomaga.
Obserwując Twoją karierę dochodzę do wniosku, że bardzo skrupulatnie, małymi kroczkami, realizujesz swoje marzenia. Jesteś uparta?
Trochę tak. Może nawet bardzo… Wiesz, do wszystkiego doszłam ciężką pracą, latami wyrzeczeń, realizowałam krok po kroku swoje marzenia. Najpierw szkoła muzyczna, potem studia na wydziale instrumentalnym we Wrocławiu, jeszcze później studia w Katowicach… Tak naprawdę chyba do pewnego momentu nie wierzyłam w siebie, w swoje możliwości. Tak było do czasu, kiedy nie poznałam smaku bycia muzykiem w pełni, dopóki nie stanęłam na jednej scenie z muzykami dużego kalibru, a w Katowicach jest to na porządku dziennym. Mijasz na korytarzu uczelni ludzi, których podziwiasz, którzy mają na Ciebie ogromny wpływ, a jednocześnie oni w rozmowie, we wspólnym graniu, w zwykłym byciu obok, dają ci tyle siły i wiary, że w końcu puszczają blokady i stajesz się muzycznym motylem. Dopiero na studiach w Katowicach poczułam, że muszę nie tylko śpiewać i grać, ale też pokazać swoją duszę poprzez komponowanie, nagrywanie, pisanie tekstów. Piszę od wielu lat, ale właśnie tam, w Katowicach, powstały pierwsze pomysły na płytę. Egzaminy dyplomowe umożliwiły mi zaprezentowanie na scenie m.in. własnych utworów i wtedy usłyszałam od wielu osób: Idź dalej, rób to, bo masz wszelkie predyspozycje ku temu, aby istnieć na rynku muzycznym nie tylko jako wykonawca, ale również jako twórca.
To pytanie to także próba uzyskania odpowiedzi dlaczego swoje pierwsze muzyczne dziecko tak długo przetrzymywałaś przed przyjściem na świat? Pięć lat pracy nad debiutanckim krążkiem to bardzo długo.
Przez pięć lat po prostu zastanawiałam się, czy to się uda, czy wydawać całą płytę, czy pojedyncze utwory. Szukałam wśród napisanych piosenek takich, które tworzyłyby zamkniętą całość. To mój debiut fonograficzny i chciałam, aby był bardzo osobisty. Wszystkie teksty powstawały pod wpływem sytuacji, nagłych spostrzeżeń, niespodziewanych przemyśleń. Proces powstawania utworów nie był zawsze taki sam. Raz pisząc tekst przychodziła mi do głowy jakaś przysłowiowa „nuta”, innym razem tekst pojawiał się pod wpływem współbrzmienia kilku dźwięków. Potem przyszła pandemia, czas się jakby zatrzymał. Mam dwoje dzieci w wieku szkolnym, więc nie było łatwo poukładać i pogodzić tyle różnych rzeczy w nowej dla wszystkich sytuacji. Były próby pracy nad krążkiem na odległość, ale to nie to. Dopiero bezpośredni kontakt z moimi muzykami, próbowanie i dyskutowanie nad drobiazgami dało efekt, jakiego oczekiwałam. Zawsze chciałam nagrać moją debiutancką płytę z instrumentalistami, których przez lata edukacji poznałam na uczelniach muzycznych, z którymi czułam swoistą chemię na scenie. Udało się namówić do współpracy rewelacyjnych muzyków, a jednocześnie po prostu fantastycznych kolegów, którzy zjeżdżali z różnych stron kraju, aby pracować ze mną nad moim albumem. Najwięcej zawdzięczam mojemu przyjacielowi i znakomitemu pianiście Mariuszowi Smolińskiemu. On też, oprócz większości aranży, zajmował się nagraniem i miksem całej płyty. Poza Mariuszem na płycie zagrali: Bartek Kucz na basie, Łukasz Kurek na perkusji, Paweł Siembieda na trąbce, Boogie Skiedrzyński na gitarze i Andrzej Janusz na perkusjonaliach. Podczas koncertu premierowego swoim wsparciem zaszczycił mnie także basista Wojtek Gąsior. Trochę to trwało, ale czasem chyba trzeba na coś dłużej poczekać, żeby było takie, jak sobie wymarzyłeś.
Finalnie na płytę trafiło dziewięć kompozycji. Z jak długiej listy wstępnie przygotowywanych, dokonywałaś wyboru?
Około 20 utworów brałam pod uwagę. Szukałam jakiegoś wspólnego mianownika. Każda piosenka na płycie „Najważniejsze” jest moim zdaniem nieco inna, ale wszystkie razem tworzą dla mnie jakby lustro moich emocji. Zastanawiałam się nad stylistyką, czy wybierać utwory podobne gatunkowo, czy raczej zróżnicowane. Każdy kto posłucha tej płyty, może mieć swoje indywidualne odczucia i mogą być one całkiem odmienne. Ja chciałam oddać tą płytą moje nastroje, moje wieloletnie obserwacje, moje fascynacje i kłębiące się w głowie przemyślenia. Słyszałam np. że komuś ta płyta pomogła przetrwać trudne chwile, podnieść się po upadku, inni mówili, że nie do końca taką muzykę rozumieją, ale z upływem czasu, przy każdym kolejnym odsłuchaniu odkrywają coś nowego, zaczynają się niejako wkręcać w mój sposób przekazu. To jest dla artysty, moim zdaniem, najważniejsze. Dla mnie liczy się każdy, pojedynczy odbiorca. Nie potrzebuję mieć przed sobą tłumu, lubię popatrzeć słuchaczowi w oczy podczas koncertu, lubię takie właśnie opinie od znajomych i nieznajomych. To zachęca do robienia kolejnych kroków.
„Myślę, że te piosenki są jednak bardziej odzwierciedleniem tego, co wokół siebie obserwuję, a niekoniecznie moich własnych doświadczeń czy przeżyć”.
Jesteś autorką wszystkich kompozycji. Co skłania Cię do refleksji, co musi zadziać się w Twoim życiu, aby powstał tekst piosenki?
Wszystko. Może to być np. znacząca zmiana w życiu, ale też zwykły drobiazg. Myślę, że te piosenki są jednak bardziej odzwierciedleniem tego, co wokół siebie obserwuję, a niekoniecznie moich własnych doświadczeń czy przeżyć. Jestem z natury osobą pozytywną i staram się też taką wrażliwość zawierać w piosenkach. Nie szukam pomysłów na siłę. To się dzieje niezależnie ode mnie. Jedna z piosenek powstała np. podczas podróży autobusem…
Muzyka jazzowa i jej odcienie. To jest muzyczna stylistyka najbliższa sercu?
I tak, i nie. W dzieciństwie moimi idolkami były wielkie amerykańskie diwy m.in.Whitney Houston i Mariah Carey. Czekałam na każdy ich nowy utwór, na każdą płytę. Mam je do dzisiaj – żałuję że tylko na CD. Obcowanie wśród ludzi związanych z muzyką sprawiało, że moje zainteresowania szły w bardziej ambitnym kierunku. Również w moim rodzinnym domu słuchało się np. Hanny Banaszak, Ewy Bem, piosenek z Kabaretu Starszych Panów.
Zawsze jednak wpływy muzyki amerykańskiej były u mnie bardzo ważne. Wymienić tutaj mogę takie nazwiska jak Erykah Badu, Rachelle Ferrell, Diana Krall, czy Carmen McRae.
Jazz był jakby bazą do wszystkiego, co śpiewałam, grałam z muzykami jazzowymi odkąd pamiętam, jeździłam na warsztaty jazzowe, ale ta stylistyka jest tylko czymś w rodzaju rdzenia, takiej jakby podstawy do tworzenia. Nie zamykam się na style, nie szufladkuję swoich piosenek, staram się, aby były po prostu moje.
Co dają artyście festiwale, udział w konkursach? Pytam w kontekście nagrody na Krokus Jazz Festiwalu i udział w opolskich Debiutach.
Festiwal w Jeleniej Górze był dla mnie pierwszą poważną imprezą w dorosłym życiu, na której fachowym okiem i uchem oceniano mnie i cały zespół. Wcześniej nie grałam z zespołem na dużej scenie festiwalowej. Zostaliśmy wtedy laureatem tegoż festiwalu, a fakt, że w nazwie był JAZZ dał mi dużo do myślenia. Niedługo potem dostałam się na Akademię Muzyczną w Katowicach.
A Opole, cóż… Od dziecka marzyłam, żeby kiedyś stanąć na deskach opolskiego amfiteatru. Nagrywałam na kasety VHS każdy koncert, potem przegrywałam dźwięk na dyktafon i śpiewałam wszystkie piosenki. Do “Debiutów” w 2019 roku dostałam się z utworem “Oszukać czas”. Moja autorska piosenka została wybrana do koncertowej dziesiątki spośród kilku tysięcy zgłoszeń. Wystąpiłam ze znakomitą orkiestrą pod dyrekcją Grzegorza Urbana, który opracował piękną aranżację specjalnie na ten koncert. Nie udało mi się zdobyć nagrody, ale sam występ przed publicznością opolską, transmisja w telewizji, dziesiątki osób trzymających za mnie kciuki przed telewizorami, backstage, atmosfera, wywiady, gratulacje… to przeżycia, które chciałabym jeszcze kiedyś powtórzyć.
Na swojej artystycznej drodze spotkałaś Zbigniewa Wodeckiego. Opowiedz proszę o tym.
Jednym z pierwszych tzw. telewizyjnych Talent-Show była „Droga do Gwiazd”. Wysyłało się zgłoszenie i do niektórych wykonawców osobiście przyjeżdżał sam pan Zbigniew, aby zaprosić do udziału w nagraniu odcinka. O niczym nie wiedziałam, przyszłam jak zwykle na zajęcia wokalne do mojego domu kultury, a tu podczas próby w drzwiach staje On, a z nim kamery telewizyjne, realizatorzy, oświetleniowcy, cała ekipa. Zbigniew Wodecki podał mi rękę i zaprosił do programu. Biło z jego oczu i głosu coś, co odebrałam jako szacunek, coś takiego ulotnego, czego doświadczasz tylko od ludzi, którzy naprawdę wiedzą, czym jest bycie artystą. Pan Zbyszek nigdy nie zapominał o tym, że każdy z nas początkujących artystów zasługuje na uznanie. Takie gesty bardzo pomagają w dalszej drodze…
Zaśpiewałam w programie piosenkę Anny Marii Jopek pt. „Na dłoni”. Przewodniczącą jury była moja ukochana Ewa Bem. Po nagraniu również ona pogratulowała mi występu i powiedziała kilka ciepłych słów. Nigdy tego nie zapomnę.
Płyta „Najważniejsze” ukazała się we wrześniu ubiegłego roku, ale dopiero teraz chyba zaczynasz – na poważnie – promować ten album. Dlaczego czekałaś na ten moment okrągły rok?
Nie czekałam. Spodziewałam się jakiejś reakcji na wydanie płyty ze strony miasta, instytucji, które były w powstanie tej płyty w jakikolwiek sposób zaangażowane. Po serii wywiadów w lokalnych mediach i kilku epizodach w radiu wszystko ucichło. Starałam się wysyłać oferty, nawiązywać współpracę, ale nie przyniosło to bardziej znaczących rezultatów. Wszystkie moje działania dotyczyły jednak Gorzowa i okolic. Byłam przekonana, że od tego trzeba zacząć, a potem dopiero wypływa się dalej. Myliłam się. Długi czas po koncercie premierowym we wrześniu ubiegłego roku znajomi dopytywali, kiedy kolejne koncerty, gdzie można posłuchać tych piosenek ponownie. Niestety organizatorzy, do których się zwracałam z ofertą, szukali raczej muzyki tzw. popularnej. Nie ma w moim regionie ciekawych lokali, czy instytucji, które chciałyby promować tego typu twórczość. Zaczęłam więc próbować gdzieś dalej. I wreszcie się udało. Bardzo dużo zależy od wytrwałości i szczęścia. Trzeba spotkać odpowiednich ludzi. Z jednym z nich właśnie rozmawiam. Dziękuję Ci.
Wracając do tytułu Twojego debiutanckiego albumu – co w Twoim życiu zatem jest najważniejsze?
Hmm…. Rodzina, spokój, zdrowie i czas na muzykę. Jest wiele ważnych rzeczy… Zauważyłam, że coraz bardziej cieszą mnie momenty, wspomnienia i chwile, a nie rzeczy, przedmioty, czy pieniądze. Jestem dumna z przyjaźni, które mam, również poza branżą muzyczną. Udało mi się zaszczepić bakcyla muzycznego moim dzieciom. Syn jest utalentowanym pianistą, ma już na swoim koncie osiągnięcia na konkursach nawet o zasięgu międzynarodowym, poza tym uczy się grać na trąbce. Córeczka zaczyna właśnie edukację muzyczną, również na fortepianie, ale w przyszłości chce też śpiewać, jak mama. Czego chcieć więcej?
Jaka prywatnie jest Magda? Co poza muzyką wypełnia Twój czas?
Prywatność to jak sama nazwa wskazuje coś, co niekoniecznie chcemy do końca ujawniać. Ale chociaż troszkę mogę powiedzieć…
Jaka jestem… Trzeba byłoby zapytać moich przyjaciół… Sama jestem ciekawa, co by powiedzieli na mój temat. Cóż, lubię się zaszyć we własnym domu, hoduję papugi, podobno po mamie odziedziczyłam talent cukierniczy, uwielbiam jeździć rowerem i samochodem, kocham chodzić na koncerty… Czego jeszcze o sobie nie powiedziałam? No tak, zapomniałabym, że jestem również związana z nurtem muzyki chrześcijańskiej. Mam na koncie kilka piosenek napisanych w tym klimacie.
Na płycie mam zdecydowane faworyty, wśród nich jest utrzymany w klimacie bossa novy utwór „Słodko”. Proszę opowiedz o nim więcej.
Wychowałam się na bossa novie. Zaczynałam koncertować w duecie z gitarzystą. Graliśmy bardzo dużo kompozycji Antonio Carlosa Jobima, piosenki z kabaretu Starszych Panów, szlagiery Ewy Bem czy Hanny Banaszak. Ciągnie mnie do bossy. Często aranżując swoje piosenki porywa mnie ten puls, ta lekkość, ten kołyszący, brazylijski flow… Wpadłam na pomysł tekstu do “Słodko” i jakby naturalnie usłyszałam w nim bossa novę. Myśląc o następnej płycie na pewno z bossy jeszcze skorzystam nie jeden raz.
A jedna z najpiękniejszych kompozycji to „Mądrość drzew”. Kolejny z faworytów…
Też lubię tę piosenkę (śmiech- przyp.AD). Pomysł pojawił mi się w głowie, kiedy pomyślałam o starej lipie, którą kilkadziesiąt lat temu na wsi posadził mój dziadek. Zastanawiałam się wtedy, co czują drzewa, jakich obrazów doświadczają, są przecież świadkami tylu różnych sytuacji. Niemymi świadkami… Może gdyby mówiły, my bylibyśmy mądrzejsi o ich mądrość?
Trudno jest opisywać swoje piosenki, opowiadać o ich korzeniach. To sam słuchacz powinien dostrzegać w nich coś interesującego. A ja jestem daleka od sugerowania komuś, czym jest dany utwór czy tekst dla mnie. Niech każdy dla siebie odkrywa tę tajemnicę.
Co założyłaś sobie ma wydarzyć się z Twoją muzyką w najbliższym czasie?
Chciałabym, aby moja muzyka nie była anonimowa. Nie zależy mi na wielkiej karierze. Marzę o tym, aby piosenki, które piszę spodobały się komuś, wywołały pozytywne myśli, może skłoniły do refleksji. Ale przede wszystkim chcę grać koncerty. Śpiewanie i granie z fajnym składem, scena sama w sobie, to są elementy dające muzykowi największą satysfakcję. Jeśli jeszcze to, co prezentujesz jest Twoje własne, to już absolutny sztos! Tak, najbardziej zależy mi na koncertach. Po nagraniu płyty „Najważniejsze” otrzymałam mnóstwo gratulacji i ciepłych słów od różnych osób i instytucji. Mam więc nadzieję, że to co robię można pokazać trochę szerzej, niż tylko wśród znajomych.
Jest debiut tak starannie przygotowywany, myślisz o drugiej płycie? Masz w planach szybsze jej sfinalizowanie?
Owszem. Zarys materiału na drugą płytę praktycznie jest. Na razie chciałabym się jednak skupić na pierwszej płycie. Planuję odsłaniać nieco nowych pomysłów podczas koncertów, ale co do samego sfinalizowania kolejnego albumu, to jeszcze chwilę trzeba poczekać.
Adam Dobrzyński: Dzięki za rozmowę
Adam Dobrzyński, dziennikarz muzyczny, prowadzi blog Ale Muzyka, z którego pochodzi wywiad.