Close Menu
  • På norsk
  • Українською
  • Wiadomości
  • Społeczeństwo
  • Kultura
  • Reportaże i wywiady
  • Zdrowie
  • Aktywnie
Kategorie
  • Aktywnie
    • Podróże
    • Sport
    • Wędkarstwo
  • Kultura
    • Felieton
    • Film
    • Literatura
    • Muzyka
  • På norsk
    • Kronikk
  • Reportaże i wywiady
  • Społeczeństwo
    • Dzieci
    • Historia
    • Kulinaria
    • Lokalnie
    • Ludzie
    • NAV
    • Opinia
    • Środowisko
  • Wiadomości
    • Polityka
      • Polityka lokalna
      • Wybory 2021
  • Zdrowie
    • Covid-19
  • Українською
Facebook X (Twitter) Instagram YouTube
Facebook Instagram X (Twitter) YouTube
Razem Norge – polska gazeta w NorwegiiRazem Norge – polska gazeta w Norwegii
  • På norsk
  • Українською
  • Wiadomości
  • Społeczeństwo
  • Kultura
  • Reportaże i wywiady
  • Zdrowie
  • Aktywnie
Razem Norge – polska gazeta w NorwegiiRazem Norge – polska gazeta w Norwegii
Strona główna»Kultura»Mnich z Montpellier. Odcinek 1. Biały jeleń i uczta Tantala
Kultura

Mnich z Montpellier. Odcinek 1. Biały jeleń i uczta Tantala

By Joanna Pettersson10 kwietnia 20222 komentarze10 minut czytania
Zdjęcie: RickDekker/Pixabay
Udostępnij
Facebook Twitter LinkedIn Email
Artykuł został opublikowany ponad rok temu, dlatego zawarte w nim informacje mogą być nieaktualne.

Do dwudziestego roku życia byłem przekonany, że jestem jedynakiem. Wyprowadził mnie z błędu przypadek. Rodzice wyjechali do Szkocji, a mnie po raz pierwszy powierzono odpowiedzialność za zamek i okolice. 

– Przesyłka z Francji, jaśnie panie – zameldował po śniadaniu zarządca. – Chyba od tego zakonnika, który panu starszemu regularnie przesyła lekarstwa, a jaśnie pani różne osobliwe sadzonki. List jest zaadresowany do pana starszego, ale myślę, że należy otworzyć, bo inaczej się roślinki mogą zmarnować. Ten mnich zawsze przysyła dokładne instrukcje co do ich pielęgnacji.

Szanowny Ojcze! – pisał nieznany zakonnik. – Mam nadzieję, że list zastanie Ojca i Matkę w dobrym zdrowiu. Cieszę się, że moja mikstura przynosi Ojcu ulgę. Przesyłam jej nowy wariant, do zażywania w razie silniejszych bólów. Dla Pani Matki załączam cebulki irysów (płatki kwiatów są prawie czarne, co daje ładny efekt w połączeniu z pomarańczowymi pręcikami). Na oddzielnym arkuszu są rady co do pielęgnacji kwiatów i sporządzania naparów.

Wpatrywałem się we frazę „Szanowny Ojcze” i w zakończenie:

Kłaniam się Obojgu Rodzicom, życzę zdrowia i wszelkich łask Bożych, a braciszka ściskam i błogosławię – 

Mam nadzieję, że list zastanie Ojca i Matkę w dobrym zdrowiu. Obraz RickDekker/Pixabay

Edgar

Po powrocie rodziców poprosiłem ojca o rozmowę w cztery oczy.

– Edgar urodził się jako kaleka – powiedział, unikając mojego wzroku. – Twoja matka była przekonana, że upośledzony jest nie tylko na ciele, ale i na umyśle. Umieściłem go u augustianów, bo obawiałem się, że matka każe niańce udusić go poduszką i weźmie ciężki grzech na sumienie.

– Upośledzony na umyśle to on nie jest – wtrąciłem.

– Okazał się zdolny, nawet nieprzeciętnie zdolny. – Ojciec wzruszył ramionami. – Ale dobrze, że trafił do zakonu. Mimo wszystko w pewnym sensie brak mu piątej klepki. Gdyby dbał o swoje sprawy w hierarchii kościelnej, dawno zostałby opatem albo może nawet kardynałem. A on wdał się w jakieś idiotyczne intrygi razem z młodym Sleighstone’em, najstarszym synem lorda Artura, i w rezultacie obaj, to znaczy Edgar i Ian Sleighstone, zostali mniej lub bardziej zmuszeni do wyjazdu z Anglii. Teraz Edgar leczy paralityków i trędowatych na francuskiej prowincji i twierdzi, że mu to daje szczęście. Nawet nie został przeorem w tym swoim Montpellier. Tak to często bywa z nadmiernie uzdolnionymi ludźmi.

– Dlaczego nie wiedziałem, że mam brata? – wybuchnąłem.  

– A po co by ci była ta wiedza? – Ojciec dalej nie patrzył mi w oczy. – Dla zakonnika więzy rodzinne nie mają znaczenia.

Nie zabrzmiało to przekonująco.

– Chcę go poznać – powiedziałem. – Chcę pojechać do Francji. 

Ojciec wpatrywał się w okno.

– Jedź – odezwał się wreszcie. – Tylko, proszę, nie mów matce, dlaczego wyjeżdżasz. I uważaj na siebie, synu. Jesteś moim jedynym dziedzicem.

– Zdaje się, że niezupełnie słusznie nim jestem – odparłem niezbyt uprzejmie. – Edgara nikt nie pytał, czy chce wstąpić do klasztoru. 

Ojciec pierwszy raz od początku rozmowy spojrzał mi w twarz. 

– Możliwe, że nie postąpiłem słusznie z twoim bratem. Ale on sam wybrał swoją drogę. Nie byłoby cię na świecie, gdyby nie Edgar.

Zdj. Pixabay

Trochę za dużo było tych rewelacji. Patrzyłem na ojca bez słowa.

– Wiesz, że nie byliśmy młodzi, kiedy przyszedłeś na świat – ciągnął ojciec. – Oboje z matką przekroczyliśmy czterdziestkę i straciliśmy nadzieję na potomstwo. Edgar… doradził nam pewne środki przeciw bezpłodności. Wtedy… był jeszcze nowicjuszem. Mógł nie składać ślubów zakonnych, wrócić do świeckiego życia i objąć prawa najstarszego syna. Ale postąpił tak, jak postąpił. Uważał, że lepiej będzie, jeżeli nie będziesz wiedział o jego istnieniu, dopóki nie dorośniesz. Obawiał się, że mógłbyś zacząć o nim mówić przy matce, a ona nie chce o nim pamiętać.

– Dlaczego? Czy… czy on bardzo odrażająco wygląda? – zapytałem.

– Nie. – Ojciec westchnął. – Jest niewysoki i kuleje, ale poza tym ma całkiem miłą powierzchowność. Ale, Larry… niełatwo jest myśleć o kimś, wobec kogo się zawiniło.

Poklepał mnie po ramieniu.

– Pozdrów ode mnie Edgara – powiedział. – To… dobry chłopak. 

***

Ta dziwaczna historia zaczęła się przez mój odziedziczony po licznych pokoleniach Suffolków instynkt myśliwski.

Razem z moim orszakiem minęliśmy Paryż i na nowo zagłębiliśmy się w lasy. Między czerwieniejącymi już bukami i klonami mignął nagle jakiś wysmukły kształt. Jeleń, ale o bardzo jasnej sierści, prawie białej! Takiej okazji po prostu nie można było przegapić!

Zdj. Annette Meyer/Pixabay

– Jedźcie dalej gościńcem, niedługo do was dołączę – rzuciłem przez ramię i popędziłem za umykającą jasną sylwetką. Zbliżyłem się prawie na odległość strzału. Zaryzykowałem… i spudłowałem. Zwierzę, przestraszone świstem strzały, pomknęło jeszcze szybciej, ja za nim. Wypuściłem kolejną strzałę. Bez skutku. Tak mnie rozzłościło moje niepowodzenie – byłem, nie chwaląc się, dobrym strzelcem – że zapomniałem o wszystkim, także i o tym, że nie będzie mi łatwo odnaleźć gościniec. Popędzałem konia. Teren stawał się coraz bardziej skalisty, wznosił się dość stromo ku górze. Jeleń zniknął mi z oczu. Z tego wzgórza może go zobaczę, myślałem, zmuszając konia do karkołomnej wspinaczki.

Stromizna nagle się urwała. Stałem na rozległym płaskowyżu. Pod nim, jak okiem sięgnąć, falował we mgle złocistopurpurowy jesienny las. Nie było widać ani śladu jelenia, a, co gorsza, ani śladu traktu prowadzącego na południe. Mgła gęstniała i słońce zaczynało chylić się ku zachodowi.

Miałem jednak szczęście, bo zza zakrętu ścieżki przecinającej płaskowyż wyszedł młody chłopak w zielonym stroju wyglądającym na liberię służącego.

– Hej, chłopcze! – zawołałem. – Możesz mi wskazać drogę do nicejskiego gościńca?

– Nicejski gościniec? – powtórzył. – Ależ to daleko, jaśnie panie, przed zmrokiem pan nie zdąży. A po tych lasach lepiej nocą się nie kręcić, zwłaszcza samotnie i w bogatym stroju.

– Niech to diabli wezmą – mruknąłem. – Moi słudzy będą się martwić.

– To chyba lepiej, żeby nie mieli prawdziwego powodu do zmartwienia, prawda? – odezwał się chłopak, dość rezolutnie jak na pachołka. – Pewnie staną na noc w najbliższej gospodzie na trakcie. Ja tak bym zrobił, gdyby mi się mój pan po drodze zapodział i nie odnalazł przed nocą. Jutro się ich odszuka.

– Jest w tej okolicy jakaś gospoda, gdzie można się zatrzymać na nocleg? – spytałem. 

To niedaleko – wskazał na prześwitujące przez wieczorną mgłę wieże zamku. Dziwne, że ich wcześniej nie spostrzegłem, pomyślałem. Zdj. Ingo Jakubke/Pixabay

– Mój pan by mi nie wybaczył, gdybym osobę wysokiego rodu zaprowadził do gospody – odrzekł chłopak. – Przyjmie gościa z otwartymi ramionami. To niedaleko – wskazał na prześwitujące przez wieczorną mgłę wieże zamku. Dziwne, że ich wcześniej nie spostrzegłem, pomyślałem. 

Ruszyłem za chłopcem.

***

Zamek był olbrzymi i otoczony wspaniałym ogrodem. Między kunsztownie przystrzyżonymi krzewami bielały marmurowe posągi greckich bóstw, a fontanny strzelały pióropuszami wody. 

Między kunsztownie przystrzyżonymi krzewami bielały marmurowe posągi greckich bóstw, a fontanny strzelały pióropuszami wody. Zdj. Mabel Amber/Pixabay

Wprowadzono mnie do przestronnej, mrocznej komnaty. Blask zachodzącego słońca przesiany przez grube, mleczne szyby jedynego okna barwił podłogę i opończę wysokiej postaci – chyba mojego gospodarza – na kolor świeżej krwi.

– Jakże mi miło – odezwał się dźwięcznym i młodzieńczym głosem. –Jestem Aleksander de Cronoix. Serdecznie witam pana w moich skromnych progach.

– Suffolk – ukłoniłem się. – Lawrence Suffolk, z Anglii.

– Na pana widok od razu pomyślałem, że to conajmniej książę krwi – uśmiechnął się. – Zapraszam.

Ujął mnie pod rękę i wprowadził do przyległej sali. Naturalnego światła było tu równie mało, jak w poprzedniej komnacie, ale w srebrnych kandelabrach migotały dziesiątki świec. Mogłem się dzięki temu dokładnie przyjrzeć ściennym malowidłom. Przedstawiały sceny z greckiej mitologii. Teraz byłem wdzięczny mojemu guwernerowi za to, że wbijał mi do głowy historie o bogach i herosach Hellady. 

– Wspaniałe – skomentowałem. – Dionizos i Ariadna… a to chyba wesele Peleusa z Tetydą?

– Właśnie. To, na którym rzucono jabłko niezgody – przytaknął.

Spojrzałem na przeciwległą ścianę i wzdrygnąłem się. Fresk przedstawiał scenę biesiadną, był namalowany po mistrzowsku, ale… na srebrnym półmisku pośrodku stołu leżały resztki ludzkiego ciała. Ciała młodego chłopca. Biesiadnicy obgryzali ze smakiem ludzkie uda, żebra i ramiona.

Opanowałem wstręt. Nie chciałem zrobić wrażenia prowincjusza, którego rażą drastyczne motywy w sztuce.

– Uczta Tantala? – spytałem. – Oryginalny temat.

– Tak pan sądzi? Mniej wyrobionym estetycznie osobom psuje apetyt, ale przekonany byłem, że panu nie będzie przeszkadzał. Zapraszam tu wyłącznie gości o właściwym poczuciu smaku – wypowiedział to ostatnie słowo tak zmysłowo, że na chwilę zimno mi się zrobiło. – Zresztą Tantal został przykładnie ukarany – dodał i wskazał na fresk pod oknem. Zbrodniczy gospodarz uczty skręcał się na nim w rozpaczliwej próbie dosięgnięcia kuszących, rumianych jabłek.

Zresztą Tantal został przykładnie ukarany. Zdj. Gordon Johnson/Pixabay

– Nie będziemy musieli znosić takich cierpień jak on, jeżeli odpowiada panu francuska kuchnia – dodał Aleksander.

Klasnął w dłonie.

Wszedł korowód sług z dzbanami i półmiskami. Były nie mniej barwne niż freski. Starałem się utrzymać minę światowca, któremu byle co nie zaimponuje, ale część potraw znałem tylko z nazwy, a niektórych zupełnie nie. Ludzkich ciał na szczęście między nimi nie było.

Były za to purpurowe homary w otoczeniu opalizujących małż, przybrane warzywami udającymi wodorosty i gałązki korali. Był pieczony paw z zachowaną tęczą ogona, a wokół niego złocistopomarańczowe bażanty… Pasztet w kształcie młodego sarniątka, w feerii różnobarwnych grzybów i kandyzowanych owoców. Pieczywo o najwymyślniejszych formach: półksiężyce, gwiazdy, warkocze… Nad wszystkim unosił się aromat wina, który już przed skosztowaniem przyprawiał o lekki zawrót głowy. Słowem, była to uczta godna olimpijskich bogów.

Był pieczony paw z zachowaną tęczą ogona, a wokół niego złocistopomarańczowe bażanty… Zdj. Michael Ross/Pixabay

Służba znikła równie bezszelestnie, jak się pojawiła. Nie wiadomo skąd zabrzmiały dźwięki harf i lutni. Teraz już nie udało mi się ukryć zdumienia.

– Minstreli trzymam pod podłogą – wyjaśnił de Cronoix, wyłuskując ze skorupy odwłok homara. – Tę część zamku projektował architekt znający się na akustyce. Połączenie jadalni z salą muzyków działa tak, że możemy tu słyszeć ich grę i śpiew, ale żadne nasze słowo do nich nie dociera. 

Skinąłem głową, nadal usiłując zachować minę osoby bywałej w świecie.

– Wracając do fresków, na które pan zwrócił uwagę – podjął Aleksander – czasem przychodzi mi do głowy, że przerażające mity, na przykład ten o Tantalu, tak nas fascynują, gdyż wyrażają nasze własne mroczne skłonności, do których się nawet przed sobą nie przyznajemy, nie sądzi pan? Ileż w ludzkich duszach od zarania dziejów musi być okrucieństwa… Nie da się od niego odgrodzić nawet najbardziej wyrafinowaną sztuką. Kiedy słucham muzyki, przychodzą mi do głowy mity o Marsjaszu… a także o Hiacyncie i Zefirze…

Srebrny szpikulec, którego należało używać przy jedzeniu homara, ześlizgnął się ze szczypców opornego skorupiaka i trafił w grzbiet mojej dłoni. A tak uważałem, żeby manipulować tym narzędziem na wzór Aleksandra! W Anglii przy jedzeniu raków i homarów wystarczało posługiwać się dłońmi i szczękami. 

Dyskretnie owinąłem rękę serwetką. Niestety od razu zabarwiła się na czerwono, moje policzki chyba też. Masz ci los, pomyślałem z niepokojem. Nie dość, że skaleczyłem się przy stole jak prostak, to mój gospodarz zamierzał zapewne prowadzić rozmowę na niebotycznie wysokim – dla mnie – poziomie.

Jednak Aleksander zmienił temat, na pewno zauważywszy moją niepewną minę. Zadawał mi pytania, na które mogłem odpowiadać bez trudności. Rozmawialiśmy o Anglii, Szkocji i  o wierzeniach i obrzędach Skandynawów. Minęły chyba ze dwie godziny, zanim zapytał mnie o cel mojej podróży.

– Montpellier? – powtórzył. – Nie powinien pan teraz wybierać się w te strony. Na południu panuje zaraza. Trzeba odczekać przynajmniej do pierwszych przymrozków. Po nastaniu mrozu powietrze się oczyszcza. Niechże pan u mnie zostanie, co znaczy miesiąc albo dwa przy tak dalekiej podróży? Pańskiej służbie jutro wyśle pan polecenia, moi ludzie ich odnajdą.

Skinąłem głową. Mocno mi ciążyła, chociaż niewiele wypiłem. Tantal na fresku szczerzył zęby w szyderczym grymasie… Aleksander znów klasnął w dłonie. Nie bardzo wiem, co się potem działo.

Ciąg dalszy nastąpi…

Mnich z Montpellier
Udostępnij. Facebook Twitter LinkedIn Email

Powiązane

Mnich z Montpellier. Odcinek 3. Klasztor

2 komentarze

  1. Ewa Małecka on 10 kwietnia 2022 15:30

    Świetne opowiadanie! Czekam z niecierpliwością na kolejne części.
    Pozdrawiam serdecznie autorkę.

    Odpowiedz
    • Barbara Gawrońska on 11 kwietnia 2022 00:37

      Serdecznie dziękuję i obiecuję kolejne odcinki!

      Odpowiedz
Zostaw kometarz Anuluj komentarz

Na czasie

Polska Szkoła Sobotnia w Moss

Społeczeństwo 2 maja 2025

W rozmowie z Sylwią Persińską, dyrektorką Polskiej Sobotniej Szkoły im. Marii Skłodowskiej- Curie w Moss…

Kryzys: masz sobie poradzić przez tydzień

2 maja 2025

Legoland? Warto, warto!

30 kwietnia 2025

Dożywocie dla Norwega za zabójstwo w Oświęcimiu

30 kwietnia 2025

Viggo Kristiansen ponownie przed sądem – adwokat chce 90 milionów koron odszkodowania

29 kwietnia 2025

Oslo: Bieg Konstytucji 3 Maja

28 kwietnia 2025

Dlaczego nie chcemy mieć dzieci? Nowy raport

27 kwietnia 2025

Morderstwo w Baneheia: Sprawa, która wciąż trwa

26 kwietnia 2025

Spotkanie Trump-Støre: „bardzo dobre” czy „żenujące”? 

25 kwietnia 2025

Emerytura w Norwegii: Co czwarta osoba traci prawo do wcześniejszej emerytury​

24 kwietnia 2025

Stig Millehaugen, najgroźniejszy człowiek w Norwegii zatrzymany

23 kwietnia 2025

Haakon, następca tronu Norwegii w Polsce

22 kwietnia 2025

Wschodnia Norwegia: mniej pociągów, większy chaos

22 kwietnia 2025

Skąd się wziął śmigus-dyngus?

21 kwietnia 2025

Lysefjord z maluchem

20 kwietnia 2025
Dane kontaktowe

Polsk-Norsk Forening Razem=Sammen
nr org. 923 205 039

tel. +47 966 79 750

e-mail: kontakt@razem.no

Redakcja i współpraca »

Ostatnio dodane

Sprawdź czego jeszcze nie wiesz o 17. maja

17 maja 2025

Szantaż seksualny z motywem finansowym

16 maja 2025

Definiował największe cywilizacyjne zagrożenie. Rocznica urodzin Leopolda Tyrmanda

16 maja 2025
Współpraca

Razem Norge jest laureatem nagrody "Redakcja medium polonijnego 2025", przyznawanej przez Press Club Polska.

Facebook Instagram X (Twitter) YouTube

Informujemy, że polsko-norweskie stowarzyszenie Razem=Sammen otrzymało za pośrednictwem Stowarzyszenie "Wspólnota Polska" dofinansowanie z Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2024 – Media i Struktury. Nazwa zadania publicznego: Wsparcie działalności organizacji polonijnych w krajach skandynawskich Kwota dotacji 2024: 78,587.60 PLN w 2024 r. Całkowita wartość zadania publicznego 2024: 232 704,80 PLN Data podpisania umowy: Październik 2024 r. Wsparcie w ramach projektu dotyczy m. in. dofinansowania kosztów wynajmu pomieszczeń, ubezpieczenia, wynagrodzeń pracowników, zakupu materiałów biurowych oraz innych kosztów funkcjonowania organizacji.

Ansvarlig redaktør: Katarzyna Karp | Administrasjonssjef: Sylwia Balawender
Razem Norge arbeider etter Vær Varsom-plakatens og VVP regler for god presseskikk. Alt innhold er opphavsrettslig beskyttet.

© 2025 Razem=Sammen | Made in Kristiansand

Wprowadź szukaną frazę i naciśnij Enter, aby przejść do wyników wyszukiwania. Naciśnij Esc, aby anulować.