Coraz ostrzej na linii Rosja – USA. Wiceszef amerykańskiej placówki dyplomatycznej w Moskwie, Bartley Gorman, został uznany za persona non grata i wydalony z terenu Federacji Rosyjskiej.
Wojna dyplomatyczna
„Działania Rosji wobec zastępcy ambasadora nie były uzasadnione. Rozpatrujemy ten krok jako eskalację w naszych stosunkach i analizujemy możliwe warianty odpowiedzi. Zastępca ambasadora miał ważną wizę. Spędził w Rosji niecałe trzy lata” – oświadczyła amerykańska ambasada w Rosji w oficjalnym komunikacie.
W czwartek, prezydent USA Joe Biden zabrał głos w tej sprawie.
– Wszystko wskazuje na to, że Rosja szykuje się do wejścia na Ukrainę – stwierdził.- Nie wycofali żadnych wojsk, sprowadzili więcej sił — to jedno. Druga sprawa to mamy powody, by uważać, że są zaangażowani w operację pod fałszywą flagą, by mieć wymówkę do wejścia na Ukrainę – dodał przywódca USA podczas przemówienia.
Sojusz Smoka z Niedźwiedziem kontra Wujek Sam i sprzymierzeńcy
Wśród ekspertów zajmujących się geopolityką zaczynają krążyć opinie, że Rosja porozumiała się z Chinami i oba te kraje mogą zaatakować jednocześnie, Rosja Ukrainę a Chiny Tajwan. Stworzyłoby to bardzo niebezpieczną sytuację na arenie międzynarodowej.
Ameryki nie stać na wojnę na dwa fronty, między innymi dlatego Joe Biden wyraźnie oświadczył, że USA nie będzie interweniować militarnie w obronie Ukrainy. Stany Zjednoczone rzucają prawie wszystkie siły na daleki wschód, bo wiele wskazuje na to, że zimna wojna pomiędzy Chinami a USA może przerodzić się w wojnę kinetyczną, czyli starcie militarne. Amerykanie od lat prowadzą wojny w oparciu o tak zwane „sanktuaria” czyli bezpieczne miejsca, niedostępne dla wroga. Działając z odległego kontynentu muszą mieć bazy, w których składują materiały wojenne, broń i w których mogą odpocząć ludzie. W przypadku spodziewanych działań na morzu Południowochińskim takiego zaplecza w zasadzie nie ma. USA potrzebują także sojuszników, dlatego powołały AUKUS czyli sojusz z Wielką Brytanią, mocarstwem atomowym i Australią, która ma być zaopatrzona w broń atomową i okręty podwodne z takim napędem. W regionie są jeszcze Japonia i Korea, bardzo ważni partnerzy strategiczni. Aby uniemożliwić ekspansję, a tym samym dalszy wzrost potęgi Chin, Amerykanie starają się założyć blokadę morską.
Podobnie było z Japonią przed drugą wojną światową i z tego powodu, chcąc wyrwać się z tych kleszczy, Japończycy zaatakowali Pearl Harbor, zmuszając Amerykanów do wojny pomimo 5-7 krotnej przewagi gospodarczej USA. W przypadku Chin takiej dysproporcji sił nie ma. W wielu dziedzinach wyprzedzają USA.
Dodatkowo, aby ominąć blokadę morską, Chiny, największy eksporter na świecie, zdecydowały się zbudować nowy jedwabny szlak czyli drogę lądową z Kraju Środka do Europy. Do tego potrzebna jest im Rosja, która może zapewnić bezpieczeństwo transportu oraz surowce niezbędne do produkcji.
Jednak na dłuższą metę strategiczny sojusz chińsko-rosyjski raczej się nie uda. Chińczycy będą chcieli podporządkować sobie Rosję, a ta mając poczucie mocarstwowości, nie będzie chciała być „młodszym bratem” Chin i najprawdopodobniej zmieni sojusze.
Plan Bismarcka czyli partnerska „ekowspółpraca”
W konflikcie w Europie, gdzie Ukraina jest przedmiotem targu, Putin umyślnie w rozmowach pomija przywódców Europejskich, negocjując tylko z USA. Takie postępowanie niesłychanie drażni Europejczyków, stąd między innymi pielgrzymki kanclerza Niemiec Sholza i prezydenta Francji Macrona do Moskwy. Obaj udali się tam, aby zaznaczyć swoją obecność i obaj zostali upokorzeni na oczach całego świata. Nic nie uzyskali, a świat obiegły zdjęcia ze spotkań, podczas których Putin najpierw kazał na siebie czekać, by następnie posadzić „petentów” po drugiej stronie kilkunastometrowego stołu.
Putin dąży do tego, aby kontrolować drabinę eskalacyjną. Zaostrza swój kurs i bezustannie naciska, aby osiągnąć swoje cele. W skrócie wygląda to tak:
Zaatakuję Ukrainę, chyba że na przykład zdejmiecie sankcje z Nord Stream II. Któż „w imię pokoju” będzie chciał spierać się o jakąś rurę z gazem? Zwłaszcza, że Niemcom bardzo na niej zależy. Niemcy chcą być dystrybutorem błękitnego paliwa, a docelowo wodoru z Rosji i uzależnić w ten sposób Europę od energetyków, czerpiąc z tego korzyści. Dlatego też między innymi forsują tak zwany „zielony ład” i pod pretekstem zmian klimatycznych i ocieplenia klimatu, wymuszają na wszystkich niekorzystną transformację energetyczną. Ceny gazu, a co za tym idzie prądu, szybują w górę. Przecież wystarczy dokończyć Nord Stream i te problemy się skończą, gazu wystarczy dla wszystkich i będzie taniej! A my, Niemcy, zgarniemy swoją marżę i będziemy w razie czego kontrolować przepływ energii. Docelowo gazociągiem ma płynąc wodór, jako ekologiczne paliwo przyszłości. Produkowany będzie w Rosji z… gazu ziemnego. Nie ma znaczenia, że przy produkcji wodoru z tego paliwa wytwarza się mniej więcej tyle CO2 co przy spalaniu węgla. Niemcy starają się także blokować rozwój energetyki atomowej w Europie mówiąc, że to niebezpieczne, pomimo tego, że to właśnie atom jest jedynym praktycznie bezemisyjnym źródłem energii. Lepiej przecież stosować wiatraki, zwłaszcza, że to Niemcy dysponują tą technologią.
Z perspektywy zachodnich sąsiadów Polski, kontrolowanie przepływów energii do reszty Europy wygląda bardzo korzystnie. Dlatego też nie słychać jakoś specjalnie głosu lokalnego hegemona w sprawie rosyjskiej agresji na Ukrainę. Mało tego, blokują jak mogą dostawy broni z innych krajów, sami wysyłając Ukraińcom w ramach pomocy pięć tysięcy hełmów z wojskowego demobilu i szpital polowy.
Kto kogo?
Nasuwa się jedno, ważne pytanie: Czy Niemcy zakładając energetyczną pętlę na szyję Europy, nie widzą pętli rosyjskiej na własnej szyi?
1 Comment
Czyżby przepowiednie Nostradamusa na 2022 zaczynały się spełniać na naszych oczach.
Wojna ,zaraza ,kryzys,zmiany klimatyczne. Oby nie!!!!!!