Zakaz wjazdu do Norwegii dotyczy z niewielkimi wyjątkami wszystkich, którzy nie mieszkają na stałe w Norwegii, a mieszkańcy wciąż informowani są o nowych warunkach kwarantanny. Idea wydaje się zrozumiała, ma zmniejszyć ryzyko napływu nowych mutacji koronawirusa. I o ile niejedna norweska rodzina jest w stanie bez większego żalu zrezygnować z wyjazdu na Wyspy Kanaryjskie, o tyle są w Norwegii ludzie, którzy to obostrzenie odczuwają o wiele dotkliwiej.
Z pewnością należy do nich spora grupa imigrantów zarobkowych, nie posiadających statusu rezydenta. W takiej sytuacji znajduje się wielu Polaków, którzy do spotkań z rodziną mieli minimum trzy okazje w roku: wakacje, Boże Narodzenie i Wielkanoc.
Ilu spośród nich nie było w Polsce w grudniu, tego nie wiemy. Wiadomo natomiast, że ponad 9 000 Polaków nieposiadających stałego pobytu w Norwegii pracuje tu w branży budowlanej. We wszystkich zawodach łącznie jest ponad 32 000 Polaków bez rezydentury. W obawie przed niemożnością powrotu i utratą źródła dochodu prawdopodobnie większość z nich w święta pozostanie w Skandynawii. Również osoby posiadające stały numer identyfikacji, ze względu na obostrzenia i dodatkowe koszty związane z odbywaniem kwarantanny w hotelu, do Polski się raczej nie wybiorą.
– Jak prawie każdy Polak zostałem wychowany w takiej tradycji, że święta zawsze spędza się z najbliższymi. Już nie mówię o siostrach, braciach, ciotkach, ale choćby z moją żoną i córkami. Dla mnie to okropne, że nie będę mógł być z nimi w Wielkanoc – mówi Piotr, który posiada jedynie numer identyfikacji D. – W święta wielkanocne może pójdę do kolegi. A jeśli nie, to wyjdę na spacer, a potem będę rozmawiać z rodziną przez internet.
Następna okazja do spotkania to prawdopodobnie wakacje.
– Jeśli to samo będzie latem, to prawdopodobnie zakończy się moja kariera w Norwegii.
Józef też pozostaje na święta w Norwegii. Jest ojcem czwórki dzieci i takie sytuacje są dla niego szczególnie trudne.
– W zimie miałem mocny kryzys. Gdy teraz o tym myślę, wydaje mi się, że był to stan depresyjny. Niczego mi się nie chciało, byłem rozbity i miałem negatywne myśli. Na szczęście udało mi się z tego wyjść. Miałem bliskich kolegów, z którymi mogłem o wszystkim porozmawiać. Gdyby nie to, nie wiedziałbym, gdzie szukać pomocy. Ale nadal jest mi ciężko. Dawniej pracowałem w systemie: osiem tygodni w Norwegii i dwa w Polsce. Wraz z pojawieniem się pandemii wszystko się zmieniło. I myślę, że dla wielu z nas koronawirus jest niczym, przy tęsknocie, którą odczuwamy.
Józef rozważa powrót do Polski.
– Jestem na rozdrożu. W Polsce znów sytuacja na rynku pracy się pogorszyła. Jednak niezależnie od obostrzeń nie wyobrażam sobie, by w czasie wakacji nie móc pojechać do Polski.
Decyzja norweskiego rządu jest zrozumiała. Władze nie chcą dopuścić do rozprzestrzeniania się choroby i zakażeń kolejnymi mutacjami, którym podróże sprzyjają. Drugorzędne, jednak również istotne przesłanki, dotyczą branży budowlanej i wielomilionowych kontraktów. Urlop za granicą wiąże się z koniecznością odbycia kwarantanny, która oznacza wydłużenie czasu poza pracą o kolejnych dziesięć dni. Gdyby wyjazd nie był utrudniony i nie wiązał się z dużymi kosztami dodatkowymi, należałoby pomnożyć ilość dni spędzonych na kwarantannie przez ilość powracających z Polski budowlańców i mogłoby się okazać, że niejedna budowa ma kłopotliwe opóźniania.
Warto jednak wskazać też na inne aspekty tej trudnej sytuacji: koszty emocjonalne, które mogą wiązać się z kondycją zdrowia psychicznego osób odciętych na wiele miesięcy od swoich bliskich. Trzeba bowiem zauważyć, że obecne obostrzenia najmocniej uderzają w grupę ludzi najsłabiej zintegrowanych, dla których te święta okazać się mogą jednymi z trudniejszych. Część pracowników tzw. rotacyjnych mieszka samotnie lub w towarzystwie kolegów z pracy, w domu albo w barakach. Emocje towarzyszące ludziom w tym dziwnym czasie wahają się od frustracji po rezygnację; narastający stres związany z niepewnym jutrem potęgowany jest tęsknotą. Popularny sposób rozładowywania napięcia bywa nieskuteczny, a czasem nawet szkodliwy. Dlatego warto wskazać i ułatwić dostęp do metod, które mogłyby wesprzeć tych, którzy wsparcia będą potrzebować.
I choć co do zasady nie można się dziwić, że norweski rząd interes państwowy stawia na pierwszym miejscu, dość przykra jest konkluzja związana z wydanym kilka dni temu oświadczeniem, iż zagraniczni pracownicy sezonowi związani z rolnictwem będą mogli przekraczać norweską granicę. Zasady wjazdu do kraju są obecnie obwarowane wieloma obostrzeniami, które dotyczą każdego podróżującego. Utrudnienia w przekraczaniu granicy, choć zapewne potrzebne, mogą przynieść przykre konsekwencje w postaci wielu problemów ze zdrowiem psychicznym oraz odpływu zagranicznych pracowników potraktowanych wyłącznie jako siła robocza, bez uwzględnienia podstawowych potrzeb człowieka związanych z bliskością i poczuciem przynależności.
Jeżeli czujesz, że nie radzisz sobie z sytuacją, napisz na adres: kontakt@razem.no. Razem spróbujemy pomóc.
2 komentarze
Piszecie tylko o tych którzy są w Norwegii ,a co ja mam powiedzieć pojechałem na święta Bożego Narodzenia bo rodzice byli bardzo chorzy( nie na covida) oboje zmarli w styczniu w odstępie 3 dni, zaplanowany powrót miałem na 31.01, ale zamknęli granicę , bilet przepadł ,próbowałem zdążyć w tych 24 godzinach , które dali ,ale nie dałem rady ,zrobiłem 1000 km. i na próżno , mam teraz dwa domy na utrzymaniu ,w Norge jesienią kupiłem samochód do budowlanki( prawie 100 tys.nok.) został w Norwegii i rdzewieje na dworze tyle miesięcy już nie pracuję ,bo nie mogę tam wjechać ,a utrzymanie rodziny kosztuje ,po nocach nie sypiam ,ciągle przeglądam internet w nadziei że nas wpuszczą ale jest tylko gorzej, piszcie również o takich osobach jak ja ,nie tylko o tych ,którzy są w Norge ,my jesteśmy w znacznie gorszej sytuacji…
Panie Kazimierzu, znalazł się Pan w bardzo trudnej sytuacji, podobnie jak wielu Polaków. Być może dla wielu z nich pocieszeniem jest bliskość rodziny. Jednak to nie wystarczy do opłacenia rachunków. Zajmiemy się również tą sprawą. Życzymy szybkiego powrotu do Norwegii.