Czterdziesta pierwsza rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce
Starsze pokolenie Polaków pamięta szok, który przeżyliśmy w niedzielny poranek 13 grudnia 1981 roku, kiedy telewizja i radio zamiast cotygodniowych audycji i programów dla dzieci nadawały raz po raz przemówienie generała Jaruzelskiego. Powtarzało się w nim zdanie: „Ogłaszam na terenie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stan wojenny”.
Dla niemal wszystkich Polaków – oprócz nielicznej mniejszości związanej z peerelowskim aparatem władzy – pierwszą myślą, która się nasuwała, było pytanie, czy do naszego kraju wkroczyli Rosjanie. O możliwości sowieckiej interwencji dyskutowano od dawna, od fali strajków w sierpniu 1980 roku, ale mimo wszystko podczas tak zwanego „karnawału Solidarności” dominował optymizm i nadzieja, że kraj wkroczył na drogę prowadzącą do prawdziwej niepodległości. Co więc oznaczał „stan wojenny”, zastanawialiśmy się z przerażeniem. Wojnę z Rosją?
Z przemówienia Wojciecha Jaruzelskiego wynikało jednak, że to Ludowe Wojsko Polskie (które z nazwy było polskie, a w rzeczywistości uzależnione od Związku Sowieckiego) przejęło władzę w kraju, rozwiązując Sejm i powołując jako najwyższy organ państwowy tzw. Wojskową Radę Ocalenia Narodowego. Szyderczy głos narodu błyskawicznie przerobił akronim tej nazwy, WRON, na „Wrona”, a na murach domów wkrótce pojawiły się graffiti z hasłami w rodzaju „Wrona skona”. To jednak nastąpiło nieco później; wróćmy do pamiętnego niedzielnego ranka, gdy Polacy ze zdumieniem, niedowierzaniem i – w zdecydowanej większości – oburzeniem wsłuchiwali się w przemówienie generała.
Dowiedzieliśmy się o drastycznym ograniczeniu swobód obywatelskich. „Solidarność” została zdelegalizowana, a jej czołowi działacze internowani. Wprowadzono zakaz zgromadzeń politycznych, a także długą listę innych zakazów i nakazów, które z dnia na dzień zmieniły życie każdego obywatela. Przestały działać telefony (młodszym czytelnikom wyjaśniam, że nie istniała wówczas telefonia komórkowa ani Internet); wstrzymano ruch komunikacji miejskiej, zabroniono poruszać się prywatnymi samochodami; zapowiedziano cenzurę korespondencji (tak, wówczas ludzie pisali do siebie listy na papierze); wprowadzono godzinę policyjną, nierespektowanie której groziło aresztowaniem, a nawet zastrzeleniem…
O tragicznych wydarzeniach, które rozegrały się w pierwszych dniach stanu wojennego, wiedzą starsi czytelnicy, natomiast młodsi słyszeli o nich od rodziców lub dziadków, lub na lekcjach historii. Najkrwawszym z nich była pacyfikacja kopalni Wujek w Katowicach 16 grudnia 1981, podczas której zabito dziewięciu górników, a ponad dwudziestu odniosło rany. O szczegółach tej brutalnej akcji można przeczytać na stronie Instytutu Pamięci Narodowej: https://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/38063,Pacyfikacja-kopalni-Wujek-najwieksza-zbrodnia-stanu-wojennego.html
Dochodzenia dotyczące zbrodni stanu wojennego toczą się w Polsce do dziś. Wielu winnych już odeszło, wielu nigdy nie zostało rozliczonych ze swoich czynów. Nie zostały też rozstrzygnięte kontrowersje co do postaci generała Jaruzelskiego i motywacji jego ówczesnej decyzji. Czy był on przestępcą, który wypowiedział wojnę własnemu narodowi, czy też tragicznym bohaterem, który poświęcił własną reputację, aby przez zaprowadzenie „porządku” w zbuntowanej Polsce uratować kraj przed sowiecką inwazją? Nie sądzę, abyśmy kiedykolwiek uzyskali jednoznaczną odpowiedź.
Istnieje wiele tekstów naukowych i publicystycznych na temat genezy i przebiegu stanu wojennego w Polsce. Ja jednak chciałabym podzielić się z Państwem wspomnieniami „szarego obywatela”, czyli ówczesnej studentki drugiego roku filologii szwedzkiej poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza.
Dwudziestoletnia Basia Gawrońska oczekiwała na spełnienie swojego wielkiego marzenia: wyjazdu na półroczne stypendium do Szwecji. Stypendium zostało przyznane jej przez Svenska Institutet (Instytut Szwedzki), organizację promującą język i kulturę Szwecji. Od chwili otrzymania tej decyzji załatwiała formalności związane z wyjazdem. Młodsi czytelnicy chyba nie potrafią sobie wyobrazić, jakim niesłychanym wyróżnieniem i przywilejem dla polskiej studentki była w tamtych czasach możliwość wyjazdu na studia za „żelazną kurtyną”, i jak skomplikowane procedury wiązały się z podróżą zagraniczną w czasach PRL-u: podanie o przyznanie paszportu, wielogodzinne oczekiwanie w kolejkach milicyjnego biura paszportowego, potem składanie podania o wizę… gdyż dopiero po otrzymaniu paszportu i wizy wolno było kupić bilet na prom do Szwecji (wówczas do Skandynawii podróżowało się z Polski promami).
Wszystkie biurokratyczne korowody zostały zakończone sukcesem i Basia w pierwszych dniach grudnia była szczęśliwą posiadaczką paszportu, wizy oraz biletu. Upragniona podróż do Szwecji była tuż-tuż: zaraz po Nowym Roku. Ale trzy tygodnie przed tym wymarzonym rejsem generał Jaruzelski obwieścił, że granice Polski zostają zamknięte, że posiadacze paszportów muszą oddać dokumenty uprawniające do podróży w trybie natychmiastowym. Zawieszono zajęcia na wyższych uczelniach, a studenci zostali wezwani do opuszczenia miast uniwersyteckich w ciągu 24 godzin, o ile nie są w tych miastach zameldowani na stałe.
Nie będę nudzić Czytelników relacją z mojej małej prywatnej kampanii przeciw stanowi wojennemu. Powiem tylko, że nie opuściłam Poznania w terminie wyznaczonym przez generała, nie oddałam paszportu ani maszyny do pisania (takie niebezpieczne przedmioty należało deponować na posterunkach milicji), ale też nie wyjechałam na stypendium do Szwecji. Uczestniczyłam również w trochę większych akcjach protestacyjnych, chociaż nigdy nie byłam ich czołową bohaterką, ani bohaterką w ogóle.
Po latach, już jako wykładowca akademicki w Szwecji, a potem w Norwegii, ogromnie cieszyłam się z tego, że studenci z Polski, a także z Ukrainy i innych państw byłego Związku Sowieckiego mogą przyjeżdżać do Skandynawii w ramach programów wymiany międzyuczelnianej, i że nie przeszkadzają im w tym żadni dyktatorzy.
Przykro jest myśleć o tym, że historia znów zatoczyła koło i że obecnie dzieją się rzeczy, w porównaniu z którymi moje młodzieńcze rozczarowanie jest bagatelką.
Święta Bożego Narodzenia w roku 1981 były smutne i niespokojne, a dla wielu rodzin tragiczne. Święta w roku 2022 będą również naznaczone niepokojem, żałobą i cierpieniem. Życzę wszystkim Czytelnikom optymizmu – takiego, jaki mimo wszystko był obecny podczas Świąt w roku 1981.