Kristine Begot (ur. 1987), norwesko-polska autorka współczesnej powieści psychologicznej „Gi meg en sjanse” („Daj mi szansę”), urodzona i wychowana w Stavanger, a od 2015 roku mieszkająca we Francji.
Tej jesieni spełniło się moje wielkie marzenie z dzieciństwa. Mogłam wreszcie nazwać siebie pisarką. Co ważne, przygoda zaczęła się od załamania.
Cofnijmy się do roku 2020 i początku pandemii. Francja znalazła się pod pierwszą blokadą, z restrykcjami tak surowymi, że można je porównać do aresztu domowego. Od marca do maja nie wolno nam było opuszczać naszych domów, chyba że mieliśmy przy sobie ważne zaświadczenie wydrukowane ze strony urzędu, opatrzone datą i uzasadnieniem. Mogliśmy przebywać na zewnątrz maksymalnie sześćdziesiąt minut dziennie. Sześćdziesiąt minut, podczas których nie wolno nam było robić niczego tak przyziemnego, jak siedzenie na ławce w parku czy przejażdżka rowerem wzdłuż brzegu rzeki.
Właśnie byłam na wypadzie w Krakowie i Zakopanem i nie mogłam się doczekać powrotu do Krakowa na wiosnę, aby odebrać obrączki, które zamówiliśmy z narzeczonym. Plan był taki, żeby pojechać do Krosna, rodzinnego miasta mojej mamy, przymierzyć suknie ślubne i być z rodziną, której nie widziałam od kilku lat. Pracowałam na pełen etat we Francji, zaręczona i gotowa do ślubu. Życie się uśmiechało, dopóki świat się nie zamknął.
Mijały tygodnie, a ja coraz głębiej zagłębiałam się we własną samotność i złe myśli. Kiedy nadeszło lato, z powodu problemów finansowych spowodowanych pandemią, redukowano zatrudnienie w moim miejscu pracy. Byłam jednym z tych pechowców, którzy nie mieli już pracy, do której mogliby wrócić.
Czułam się bezwartościowa. Ostatecznie byłam tak załamana psychicznie, że w końcu zaczęłam się zastanawiać, czy warto w ogóle żyć. To był czas, kiedy postanowiłam umówić się z psychologiem przez internet i uporać ze wszystkimi moimi wewnętrznymi demonami. Psycholog miał okazać się kluczem do drzwi, które zamknęłam kilka lat wcześniej, bo nie odważyłam się uwierzyć w siebie. Zainspirował mnie do wzięcia wszystkich moich uczuć, wszystkich doświadczeń życiowych i zrobienia z nimi czegoś konstruktywnego. Powiedziałam mu, że jako nastolatka pisałam wiersze i wspomniałam, że pisałam również blog podróżniczy i blog lifestylowy o życiu we Francji. Trochę zawstydzona, opowiedziałam o moich próbach napisania książki i o wszystkich zwrotach, które napływały od wydawców przez lata. Psycholog zapytał, dlaczego w końcu się poddałam, tu presja czasu stała się moją wielką wymówką. Teraz nie miałam już żadnej wymówki. Byłam zamknięta w domu i bezrobotna.
Dlatego postanowiłam dać drugą szansę mojemu marzeniu z dzieciństwa. Chciałam napisać plan powieści. Nie coś beztroskiego i powierzchownego, jak moje poprzednie próby napisania książki, ale głęboką i ważną opowieść o ludziach, którzy nie chcą się poddać.
Postanowiłam napisać powieść dystopijną. Projekt pisarski stał się tak wyczerpujący i terapeutyczny, że w końcu nie musiałam już rozmawiać z psychologiem. Innymi słowy, marzenie autora stało się moim zbawieniem. Wysłałam propozycję do różnych wydawców i trzymałam kciuki za pozytywną odpowiedź. Projekt został odrzucony przez wszystkich.
Jeden z wydawców zdecydował się jednak uzasadnić zwrot, a jednocześnie wspomnieć o moich mocnych i słabych stronach jako autorki. Nigdy wcześniej nikt nie poświęcił czasu, aby zobaczyć mnie w ten sposób, jako początkującego pisarza z potencjałem, by stać się kimś więcej. Informacje zwrotne od wydawcy dały mi motywację zarówno do wzięcia udziału w różnych kursach pisania, przeczytania wielu książek o sztuce pisania, jak i odnalezienia swojego pisarskiego głosu. Nigdy wcześniej nie byłam tak dumna z własnego wyniku, jak wtedy, gdy wysłałam swoją kolejną propozycję do wydawcy.
Wydawca nazywał się Sirkel, a powieść nosiła tytuł „Gi meg en sjanse”.
Powieść podąża za Ainą i Evenem, z których każdy wchodzi w fatalny związek. Aina opuszcza swoją małą rodzinną wioskę, w której wychowywała się w ostracyzmie i zastraszaniu, na rzecz nowego startu za granicą razem z Alexem, mężczyzną, którego ledwo zna. Even zakochuje się i ma dziecko z Rakel, kobietą o gwałtownych emocjach i skłonności do destrukcji zarówno dla siebie, jak i dla innych. Historie dotyczą zarówno trzymania się toksycznej miłości, jak i tego, jak trauma z przeszłości wpływa na wybory, których dokonujemy w przyszłości.
Wiele osób pytało mnie, czy powieść jest oparta na moich własnych doświadczeniach. Chociaż wydarzenia w powieści nie są moimi przeżyciami, muszę przyznać, że wiele uczuć tak. Podobnie jak Rakel, w młodości byłam autodestrukcyjna i podobnie jak Aina, w dzieciństwie doświadczyłam ostracyzmu i zastraszania.
Dorastałam w dzielnicy Stavanger, gdzie w tamtym czasie byłam jedną z nielicznych z obcym pochodzeniem. Łatwo było paść ofiarą mobbingu. Mieszkanie w bloku lub posiadanie rodziców, którzy pracowali w zawodach o niskim statusie, było wystarczającym powodem, aby zrujnować rok szkolny ich dzieciom. Równie złe było posiadanie przynajmniej jednego rodzica z kraju postrzeganego jako kraj o niskim statusie. Z mamą z Polski przez lata byłam więc narażona na szereg nieprzyjemnych komentarzy.
„Czy twoja matka przyjechała do Norwegii jako prostytutka?”
„Czy twoja matka zbiera truskawki?”
„Dlaczego twoja matka tak dziwnie mówi?”
Chociaż miałam wtedy kilka dobrych koleżanek, czułam się samotna. Nie byłam taka jak inni i bez względu na to, jak bardzo się starałam, zawsze byłam w połowie kimś innym. Dlatego odmówiłam nauki języka polskiego, ponieważ nie chciałam się wyróżniać bardziej niż już się wyróżniałam. Byłam po prostu zawstydzona pochodzeniem rodziny.
Jako młoda osoba powoli, ale pewnie nauczyłam się akceptować różnicę. A jednak zaakceptowałam siebie na niewłaściwych warunkach. Kiedy moi rodzice się rozwiedli, postanowiłam zostać z ojcem, aby nie zmieniać szkoły. Byłam w dziesiątej klasie i przez większą część roku byłam sama w domu, podczas gdy mój ojciec jeździł za granicę, by cieszyć się własną samorealizacją. Samotna spędzałam dużo czasu w Internecie, gdzie dyskutowałam z różnymi chłopakami i pozwalałam im zapraszać mnie i moje koleżanki na imprezy. W tym czasie dowiedziałam się, że chłopcy interesowali się tym, że jestem w połowie Polką. Nie rozumiałam, że ich zainteresowanie było niczym innym jak czystą fetyszyzacją mojej etniczności. Nigdy nie znalazłabym miłości na tych imprezach, ale wciąż się zakochiwałam.
Niestety, zawsze zbyt łatwo zakochuję się w ludziach, którzy mnie nie chcą. Nieszczęśliwa miłość jest więc dobrze ukazana w „Gi meg en sjanse”, najpierw w tęsknocie Ainy, by traktować ją jak coś więcej niż przedmiot, a potem w licznych próbach Evena, by uszczęśliwić Rakel.
Jako efekt domina wszystkiego, co się zawaliło, jestem obecnie w trakcie rozstania. Problemy z dwuletnim małżeństwem zaczęły się w dniu, w którym dowiedziałam się, że ma się ukazać debiutancka powieść. Ledwo zdążyliśmy otworzyć butelkę szampana, by uczcić początek mojej kariery pisarskiej, kiedy mąż wyznał, że ma wątpliwości, czy małżeństwo się powiedzie. Chce mieć dzieci i skupić się na życiu rodzinnym, a nie mieszkać z żoną, której bardziej zależy na pisaniu książek i podróżowaniu po Norwegii, by promować się jako pisarka.
„Gi meg en sjanse” otworzyło drzwi, o których wcześniej myślałam, że zostały zamknięte na zawsze, a ja już pracuję nad nowymi projektami książek. Na Boże Narodzenie przeprowadzam się do domu. Domu mojej mamy, bez pieniędzy, pracy i męża. Przyszłość to jedna wielka tajemnica i, jak na ironię, prezent dla pisarza, który nie chce zamykać się w tym samym temacie, książka po książce.

Jak daleko jesteś w stanie się posunąć, aby zdobyć to, za czym tęsknisz? To o ludziach, którzy mają dużo bagaż doświadczeń, więc wszystko może się tu zdarzyć (…). Siedziałam na ławce tortur do końca, obserwując jak się sprawy mają z tymi dwoma nieporadnymi parami. Byłam podekscytowana tym, jak to się skończy i znalazło się kilka niespodzianek, których nie spodziewałam się, muszę powiedzieć, że to fantastyczne w debiutanckiej książce.
Ocena: 5 hildes-bokblogg.blogg.no
„Daj mi szansę” to fantastyczna powieść o związkach. Język i akcja na najwyższym poziomie. Wystarczy tylko zwolnić miejsce w kalendarzu i zarezerwować czas na przeczytanie powieści. Wow, co za autorski debiut Kristine Begot!
Ocena: 6, bokblogger.com
Jeden komentarz
Bardzo proszę o wydanie tej książki w języku polskim. Wielu Polaków chętnie przeczytałoby ta książkę ty bardziej, że napisała ja Norweżka o polskich korzeniach.