Autorką tego znakomitego reportażu jest Ilona Wiśniewska – reporterka i fotografka mieszkająca w północnej Norwegii. W swoim dorobku ma także inne książki o północnych krainach, po które z przyjemnością sięgnę w przyszłości. Dziś jednak chciałabym polecić wam książkę pt. Białe. Zimna wyspa Spitsbergen, która przenosi czytelników w surowy, fascynujący świat Arktyki.
Miesiące polarnej nocy, oślepiający śnieg i przeszywające zimno nie powstrzymują autorki przed stworzeniem reportażu, który opowiada nie tylko o miejscu na dalekiej północy, ale przede wszystkim o życiu i codzienności ludzi tam mieszkających.
Spitsbergen to największa wyspa archipelagu Svalbard. Jej powierzchnia w 61% pokryta jest lodem.
Z niezwykłą łatwością czytelnik nawiązuje więź z bohaterami poznanymi przez autorkę; nim się obejrzysz, siedzisz już w starej chacie przy rozpalonym piecu i słuchasz opowieści ludzi wyjątkowo odpornych psychicznie i fizycznie, którzy zdecydowali się żyć z dala od wygód, w bardzo trudnych warunkach pogodowych.
Norwegia przejęła Svalbard w 1925 na mocy Traktatu Spitsbergeńskiego, a Longyearbyen to największa osada i stolica tej wyspy. System prawny wyróżnia się kilkoma nadzwyczajnymi zasadami, jedno z nich to obowiązek noszenia ze sobą broni w celu ochrony przed niedźwiedziami, przy jednoczesnym zakazie wnoszenia broni do budynków publicznych, takich jak muzea czy restauracje. Szacuje się, że na 2500 mieszkańców przypada 3000 niedźwiedzi polarnych.
W mieście nie znajdziemy też porodówki czy cmentarza. Obowiązuje prawny zakaz pochówku zmarłych na terenach wiecznej zmarzliny. Jednak prawo, które najbardziej mnie zaskoczyło, to zakaz posiadania kotów, które stanowią zagrożenie dla populacji ptaków zamieszkujących archipelag.
Autorka w świetny sposób oddaje klimat panujący na Svalbardzie. Opisy przyrody i jej zjawisk działają na wyobraźnię i przejmują chłodem. Reporterka koncentruje się głównie na historiach ludzi, których poznała na Svalbardzie, co nadaje tej książce ogromną wartość. Oczywiście opisuje także swoje przeżycia oraz trudności związane z funkcjonowaniem w tym surowym środowisku, takie jak przemieszczanie się, zdobywanie pożywienia czy konieczność aktywności fizycznej w okresach mroku.
Reportaż jest pełen fascynujących niuansów kulturowych, a realia życia w zimnie i ciemności zostały opisane tak sugestywnie, że czytelnik sam zaczyna tęsknić za słońcem.
W książce znajdziemy dużo faktów historycznych, opisana została również polska stacja badawcza i globalny bank nasion. Mnie jednak najbardziej zaciekawiły kulinarne tradycje i zwyczaje mieszkańców Spitsbergenu.
Przepisy na wędzone serce renifera, kanapkę z wędzonym językiem czy krwawe naleśniki (oczywiście z krwią renifera) – to svalbardzie przysmaki, które zdumiewają! Bohater książki za przysmak uznaje tylną część oka zwierzęcia i jego policzki.
Jedna z opowieści autorki przedstawia polowanie na renifery organizowane przez przedszkola. Pięcioletnie dzieci wraz ze swoimi ojcami na przedszkolnym placu zabaw oprawiają zabitą zwierzynę, co ma na celu przekazanie tradycyjnych wartości, jakimi są pozyskiwanie mięsa na własną rękę i nauka szacunku do natury.
Polecam tę książkę każdemu miłośnikowi podróżowania. Choć być może nie przekona wielu śmiałków do odwiedzenia tej odległej północnej wyspy, z pewnością dostarczy fascynujących informacji i ciekawych spostrzeżeń. To lektura, która wzbogaci wyobraźnię i pozwoli lepiej zrozumieć życie w surowych warunkach Arktyki.
Białe nie daje spać. Jak w nie patrzeć za długo, to cała reszta robi się czarna i znowu nic nie widać. Norwegowie mają na to swoje słowo snømytkre, czyli zaćmienie śnieżne. To znaczy, że śnieg w połączeniu z białym niebem zaciera wszelkie odległości, proporcje, piony i poziomy. Białe może być jak czarne. Pozbawia szczegółów. Za mocne światło boli, rozchwiewa nie mniej niż jego brak.