„Teoria spiskowa” dotycząca COVID-19 okazuje się prawdą? W każdym razie zdobywa zwolenników wśród kolejnych naukowców.
Dziś przecieram oczy ze zdumienia, czytając artykuł w norweskiej gazecie VG. Autor artykułu z 10 sierpnia 2024 roku, zatytułowanego „To może być największy skandal wszechczasów” zadaje we wstępie pytanie:
„Czy świat został wprowadzony w błąd w sprawie Covid-19?”
No właśnie, czy zostaliśmy wprowadzeni w błąd?
Zdania od początku pandemii są podzielone, tak w kwestiii pochodzenia samego wirusa, jak i, mówiąc oględnie, metod zapobiegania.
Podzielone nie tylko wśród zwykłych zjadaczy chleba, którzy swoją kromę z masłem przeżuwają oglądając Twittera, Facebooka i memy. Podzielone są, jak i były, także wśród naukowców. Co prawda do niedawno media (z chlubnymi wyjątkami) dyskredytowały tych badaczy, którzy oficjalnej wersji wydarzeń przyglądali się krytycznie, albo przedstawiali kontrargumenty. Teraz, mam nadzieję, ulega to zmianie. Na otwartą dyskusję czekamy już zbyt długo.
Od czego się zaczęło?
Gdy Covid-19 rozlał się po świecie, media informowały o jego chińskiej proweniencji. Precyzyjnie: miał pochodzić z Wuhan. I tu narracja trochę się rozjeżdża. Pojawiły się bowiem informacje, że do zarażenia doszło poprzez zakupionego na targu nietoperza, który był nosicielem wirusa.
Druga wersja głosiła, że wirus wyciekł z laboratorium, które nomen omen znajduje się w Wuhan, w pobliżu tego targu.
Dość szybko zdementowano drugą możliwość, obwołując ją “teorią spiskową”. Zrobiło to prestiżowe pismo fachowe, The Lancet, a na łamach Nature w marcu 2020 roku pada stwierdzenie amerykańskich naukowców, potwierdzających naturalne pochodzenie SARS-CoV-2.
Niedługo późńiej Facebook cenzuruje wiadomości mówiące o wycieku z laboratorium, a fact-checkerzy wskazują, że taka wersja wydarzeń jest nieprawdziwa.
Podobnie robią media głównego nurtu na całym świecie, w tym w Norwegii, oraz politycy czy przedstawiciele instytucji medycznych.
Dyskutujący w tej kwestii otrzymują etykietkę, która wydaje się koronnym argumentem – teoretyk spiskowy vel foliarz/szur.
Zmiana dopuszczalnej narracji
W 2024 roku obserwujemy zmianę. Pluralizm w debacie okazuje się możliwy. Wiatr odnowy wieje z Ameryki.
Okazuje się, że amerykańscy naukowcy (tak, też lubię to pojemne określenie) piszący dla prestiżowych medycznych magazynów, obok prowadzonych badań wysyłali sobie wiadomości prywatne, jak to koledzy z pracy. Wypłynęły one na światło dzienne i z nich można się dowiedzieć, że ich prywatne opinie czy też wnioski dotyczące pochodzenia wirusa odbiegały od oficjalnie przedstawionych.
Wgląd w tak szczegółowe informacje umożliwił proces toczący się przed amerykańskim Kongresem, w którym rzeczone wiadomości prywatne przedstawiono jako dowody w sprawie.
Lepiej późno niż wcale
Sigrid Bratlie, doktor biologii molekularnej, specjalna doradczyni Stowarzyszenia Onkologicznego i Norweskiej Spółdzielni Rolniczej, a także członkini think-tanku Langsikt, ciesząca się dobrą opinią wśród naukowej społeczności, po wybuchu epidemii myślała tak samo jak „wszyscy”.
– Kiedy jest tak dużo literatury, wskazującej że wirus powstał w sposób naturalny, zasadniczo w to wierzę – mówi w rozmowie z VG.
Zastanawia się co prawda nad pewnymi aspektami, jednak nie pochyla się nad kwestią pochodzenia wirusa. Dopiero informacje z 2024 roku, mimo, że według niej i tak wyglądały „bardzo konspiracyjnie” skłoniły ją do poświęcenia uwagi tej sprawie.
Uważnie śledzi przesłuchania z Kongresu USA i jak stwierdza, dowiaduje się czegoś, w co sama z trudem może uwierzyć.
– Przez cały czas byłam głęboko zszokowana i zawsze musiałam dwukrotnie sprawdzać: Czy to rzeczywiście może być prawda? Wydaje się to zbyt szalone, aby mogło być prawdziwe. Ale dokładnie zapoznałam się z tą sprawą i…
– Wtedy uświadomiłam sobie, że ta sprawa może stać się największym skandalem wszechczasów – wyznaje w rozmowie z VG.
Wersja niezwykle prawdopodobna
Lato 2024 roku w Stanach Zjednoczonych to kolejne miesiące gorących przesłuchań w Kongresie, związanych z pandemią Covid-19 i jej potencjalnym pochodzeniem. W Norwegii śledzi je z uwagą Sigrid Bratlie. Ujawnienie zapisu wewnętrznych czatów badaczy rzuca nowe światło na wydarzenia z 2020 roku.
Wynika z nich, że czołowi naukowcy, którzy publicznie twierdzili, że Covid -19 ma naturalne pochodzenie, prywatnie wyrażali odmienne zdanie, uznając za całkiem prawdopodobne, że wirus pochodzi z laboratorium w Wuhan.
Już 1 lutego 2020 roku jeden z nich napisał, że nie może przestać myśleć, iż „wersja o ucieczce wirusa z laboratorium jest niezwykle prawdopodobna”.
Pomimo tego naukowcy w publikacjach promowali tezę o naturalnym pochodzeniu wirusa.
Wideo-spotkanie, które miało odbyć się w lutym 2020 roku, wydaje się być momentem zwrotnym. Oprócz rzeczonych badaczy uczestniczyły w nim również osoby, które odgrywały ważną rolę w finansowaniu badań.
Choć nagranie z tego spotkania nie istnieje, wiadomo, że dzień później badacze uznali, że zasugerowanie, iż Chiny mogą być odpowiedzialne za wypuszczenie wirusa, będzie nieciekawe. W konsekwencji podjęli decyzję o poparciu wersji o naturalnym pochodzeniu wirusa, mimo że nie byli co do tego przekonani.
– Obecnie dobrze udokumentowano, że ludzie z wyższych szczebli amerykańskiej administracji przekonali badaczy do wyciągnięcia wniosków wbrew własnym instynktom – mówi Bratlie w VG.
Pojawia się kolejna kontrowersja. Peter Daszak to jednocześnie współpracownik laboratorium w Wuhan oraz jeden z głównych autorów artykułu w The Lancet, w którym wyciek z laboratorium nazwano „teorią spiskową”. Mężczyzna ma być ściśle związany z organizacją EcoHealth Alliance, która otrzymała rządowe pieniądze na udział w manipulacji koronawirusa w Wuhan.
Teraz pieniądze rządowe zostały wstrzymane, a władze zarzucają mu wprowadzenie w błąd.
Jak mają wykazywać przesłuchania w Kongresie, wśród osób zaangażowanych w ukrywanie dowodów jest także David Morens, doradca Anthony’ego Fauciego, który miał rzekomo usuwać dokumenty i e-maile dotyczące pochodzenia wirusa.
Upadek świata nauki
Stig S. Frøland, emerytowany profesor Uniwersytetu w Oslo, specjalista chorób zakaźnych, który również śledzi przesłuchania prowadzone w Stanach Zjednoczonych, określił te wydarzenia jako próbę cenzury na niespotykaną dotąd skalę.
– Szokujące i świadczące o upadku świata nauki jest to, że tak wielu badaczy dało się zwieść i przez bardzo długi czas nie kwestionowało „oficjalnej” wersji – mówi w rozmowie z VG.
FHI nie przeprowadziło swoich badań. Jak mówi Preben Aavistland, naukowcy norwescy oparli swoją opinię na informacjach pochodzących od czołowych światowych badaczy wirusów, którzy twierdzili, że wyciek z laboratorium jest niemal niemożliwy.
W sprawie pojawiają się też przesłanki natury biologicznej, które mogą potwierdzać wersję o manipulacji wirusa i jego powstaniu w laboratorium.