Słowo Barnevernet niejednego przyprawia o ciarki i rozstrój żołądka. Norweska instytucja, o której słyszymy więcej złego niż dobrego. Z założenia ma pomagać, ale czy aby na pewno to robi? Zdania są podzielone. Opowiem Wam historię, moją historię. Nigdy, nawet w najśmielszych snach, nie podejrzewałabym, że moja rodzina zostanie wzięta pod lupę.
W sierpniu mój syn poszedł do pierwszej klasy. Przed zakończeniem przedszkola zorganizowałam wycieczkę z noclegiem dla wszystkich tych, którzy kończyli przygodę z przedszkolem. Finalnie było nas dziesięcioro – pięciu chłopców z mamami.
Dzień był długi i pełen emocji i jak na typowych chłopców przystało, górska chatka aż kipiała od nadmiaru energii. Ułożenie się do snu okazało się sporym wyzwaniem. Mój syn jest gadułą na co dzień, a przed snem ma zawsze wyjątkowo dużo do powiedzenia. Wszyscy spaliśmy w jednej dużej sali z łóżkami piętrowymi. Do dyspozycji były też dwa oddzielne pokoje obok. Mój syn został wielokrotnie upomniany przez chłopców, którzy chcieli już spać.
Do pokoju przyszła matka jednego z nich. Stała metr od nas, odwrócona plecami. Rozdrażnienie i frustracja rosły zarówno we mnie jak i w moim dziecku. Podniosłam głos informując, że musi się już uspokoić, że przeszkadza innym, dzień dobiegł końca oraz że wszyscy musimy odpocząć. Powiedziałam to w połowie po polsku, w połowie po norwesku. Byłam stanowcza. Synek stwierdził, że nie będzie spał z innymi i przenosimy się do pokoju obok, gdzie nie było nikogo. Tam zaczął się ze mną kłócić, nakrzyczałam na niego tym razem w pełni po polsku.
Chciał spać na górnym łóżku, dlatego musiałam wziąć deskę i umiejscowić ją między ramą łóżka, a materacem, żeby w nocy nie spadł. Kiedy wszyscy chłopcy w końcu zasnęli, my – matki usiadłyśmy wspólnie w salonie i rozmawiałyśmy o trudach macierzyństwa. Na drugi dzień każdy wrócił do prozy życia. Minęło kilka tygodni, a po wyjeździe zostało tylko wspomnienie. Tak by się przynajmniej wydawało.
3 lipca, ponad miesiąc po wycieczce
Dzwoni obcy mi numer. Właśnie kończę zmianę. Odbieram, radośnie się przedstawiam, ale nie wiem jeszcze, że już za moment mój entuzjazm zostanie zabity:
Hej, mówi K. dzwonię z Barnevernet, dzielnica Gamle Oslo.
Zamarłam, pobladłam i pomyślałam, że to nieporozumienie, że może mój syn wdał się w bójkę. Dławiąca gula w gardle tylko rosła. Moje zaskoczenie było jeszcze większe, kiedy się dowiedziałam, że zostałam zgłoszona przez jedną z matek, uczestniczących w wycieczce.
Miała miejsce sytuacja, która zaniepokoiła jedną z mam i która podejrzewa, że została użyta przemoc wobec dziecka.
Dostałam na maila kopię donosu. Było w nim napisane to, co ja przedstawiłam, ale fakty zgadzały się tylko do pewnego momentu. Zostało opisane, że autorka donosu, stojąc metr za mną, obrócona plecami, usłyszała „plask”, ale nie usłyszała reakcji dziecka. Kontynuowała pisząc, że zabrałam syna do pokoju obok, zamknęłam drzwi i ponownie usłyszała moje krzyki i trzy-cztery uderzenia/plaśnięcia pod rząd. Ponownie nie usłyszała żadnej reakcji ze strony dziecka.
Ruszyła machina
Pierwsze co poczułam to strach, a zaraz po nim pojawiła się złość. Zostaliśmy zaproszeni na spotkanie. Poinformowano nas o właśnie rozpoczętym procedurze i o środkach, jakie zostaną podjęte. Swoją drogą – nie rozumiem, jak można stać metr od danej osoby, którą podejrzewasz o stosowanie przemocy i nie mieć odwagi zareagować. Wysyłasz donos i zaznaczasz, że poczułaś się w obowiązku zgłoszenia podejrzenia przemocy, ale gdzie było to poczucie obowiązku i odpowiedzialności, kiedy cała sytuacja miała zajście? Sprawę można było rozwiązać w minutę, ale zabrakło chęci komunikacji.
Mozolny proces
Barnevernet dostaje zgłoszenie i musi rozpocząć śledztwo. Instytucja ma obowiązek sprawdzenia czy donos został wysłany słusznie i czy rodzina potrzebuje pomocy. Proces zajmuje maksymalnie trzy miesiące. Może również potrwać krócej. Nasza sprawa zajęła maksymalną ilość czasu z uwagi na okres wakacyjny. Za nami dwa spotkania, potrójne odwiedziny w szkole syna oraz podsumowująca rozmowa telefoniczna. Dodatkowo do BV przesłana została opinia z przedszkola oraz przychodni.
Tak, łatwo oskarżyć drugiego. człowieka i zatruć mu życie na długo. Pomimo czystego sumienia, gdzieś z tyłu głowy rodzą się wątpliwości, bo kiedy Barnevernet wszczyna postępowanie, to zaczynają kopać głęboko. Pytają o dzieciństwo rodziców, o zasady panujące w domu, o zachowanie i reakcje rodziców, kiedy są źli, smutni i zadowoleni. Mogą zapytać o wszystko. Próbujesz sobie wytłumaczyć, że będzie dobrze i wkrótce sprawa zostanie zamknięta. Czekasz i czekasz, a czas jakby nagle przybrał formę gumy, rozciąga się niemiłosiernie i wlecze. Trzy miesiące zostały wyrwane z naszego życia.
Zgłaszanie nadużyć
To nie jest tak, że dzieci są wyrywane z rąk rodziców, zabierane do domu dziecka bezpodstawnie. Instytucje takie jak szkoła, przedszkole lub ośrodek zdrowia (helsestasjon) mają obowiązek zgłaszania zaniedbania, lub różnego rodzaju podejrzeń, ale donosy wysyłają też zwykli ludzie, którzy snują domysły, jednak nie mają ochoty ani odwagi skonfrontować się twarzą w twarz. Zapytałam pracownice BV o motyw takiego działania. W odpowiedzi słyszałam, że często donoszą osoby, które same kiedyś zostały przez kogoś zgłoszone. W naszym przypadku dodatkowym zapalnikiem mogło być przysłuchiwanie się konwersacji w języku polskim, który dla wielu może brzmieć agresywnie.
Wystarczy kilka minut, aby złożyć donos. Obowiązkiem każdego człowieka będącego świadkiem przemocy jest reagowanie i w razie potrzeby zgłaszanie nadużyć do odpowiednich instytucji. Jeśli nie jesteś pewien/-a, pomyśl dwa razy, upewnij się, zapytaj wprost, zaproponuj pomoc. Widząc rodzica podnoszącego głos na dziecko widzisz gotowy obraz, ale nie wiesz, co wydarzyło się chwilę wcześniej. Nie masz pojęcia czy to dziecko nie zmaga się z chorobą, nie wiesz czy właśnie nie zgubiło ulubionej zabawki i to wyprowadziło je z równowagi, a jego złość jak domino zwaliła się na matkę lub ojca, którzy dopiero co wyszli z pracy.
Nasza sprawa została zamknięta, a ja w końcu po trzech miesiącach mogłam spokojnie przespać całą noc.
Co robić?
Jeśli kiedykolwiek będziesz zmuszony/a do konfrontacji z BV, nie bój się. Jeśli jesteś niewinny/a, twardo trzymaj się swoich racji, nie kłam, mów o emocjach, o tym, że bywa ciężko, że dzieci są trudne. Mów o tym głośno, jeśli przyniesie Ci to ulgę.
W razie potrzeby masz prawo do bezpłatnej pomocy prawnej oraz tłumacza. Nie bój się prosić o pomoc, jeśli sytuacja w domu cię przytłacza, któryś z rodziców lub dziecko nie radzi sobie z regulowaniem emocji.
Jeśli mieszkasz w Oslo i potrzebujesz porady dotyczącej roli rodziców czy wychowania i rozwoju dzieci możesz zgłosić się po bezpłatną pomoc do: Helse og omsorg – barn ungdom og familie
Więcej o Barnevernet znajdziesz tu: www.bufdir.no/barnevern