Z konsekwencjami i negatywnymi wpływami pandemii wszyscy borykamy się do dziś, a przecież o pojedynczych przypadkach koronawirusa usłyszeliśmy pod koniec pierwszego kwartału roku 2020. Nikt z nas nie spodziewał się, że w tak zastraszająco szybkim tempie dotrze do Europy i przyjdzie nam toczyć ponad dwuletnią batalię z podstępnym wirusem. Słysząc „Covid-19” przypominamy sobie krajowe oraz międzynarodowe obostrzenia, lockdown, poluzowanie restrykcji covidowych, kolejny lockdown, niepewność. Emocjonalno-ekonomiczny rollercoster. Bez wątpienia większość z nas powiedziałaby, że świat mocno ucierpiał przez Covid-19. Wiele małych przedsiębiorstw upadło, wzrósł poziom bezrobocia, przez długi czas byliśmy zmuszeni żyć inaczej niż dotychczas mieliśmy w zwyczaju, ale czy zalecanie zachowania metra odstępu, praca zdalna i limit miejsc w pubach i restauracjach niosą za sobą same negatywy?
Okazuje się, że hjemmekontor (praca zdalna w domu) może być całkiem przyjemne. Nie trzeba codziennie prasować koszul, skupiać się na makijażu lub w pośpiechu przygotowywać śniadania. Między spotkaniami online z klientami można wstawić kolejne pranie, ugotować obiad podczas gdy gdzieś w tle będzie grała ulubiona muzyka. Praca zdalna dawała swojego rodzaju komfort i elastyczność. Pracować można było wylegując się na kanapie, niepotrzebne było skórzane biurowe krzesło.
Wprowadzenie obostrzeń stało się spełnieniem marzeń ludzi kochających samotność i przestrzeń osobistą. Godziny szczytu na główniej stacji metra w Oslo nie były już stresującym i męczącym elementem każdego dnia roboczego. Znaczna część osób zrezygnowała z dojazdu do pracy kolektywem. Rower stał się substytutem publicznych środków transportu. W autobusach i metrze nie trzeba było siedzieć ciasno ramię w ramię z innymi pasażerami, można było wziąć głęboki oddech i wygodnie się rozsiąść.
Ograniczenia wjazdowe do Norwegii, kryzys turystyczny, zakaz (i późniejsze ograniczenie) sprzedaży alkoholu w barach, pubach i restauracjach przyczyniły się do spadku zachorowań m.in. na chlamydię. W roku 2020 zdiagnozowano 25 444 przypadków, co daje jedenastoprocentowy spadek w porównaniu do roku poprzedniego, kiedy to odnotowano rekordową liczbę zachorowań wynoszącą 28 466 zarażonych. Zauważono także tendencję spadkową HIV. W 2019 roku zostały zakażone wirusem 172 osoby, natomiast rok później zgłoszono 137 przypadków. FHI podkreśla, że przyczyną trendu spadkowego były dystans społeczny, ograniczenie życia nocnego oraz podróży międzynarodowych. Pozostając w kategorii chorób wenerycznych – zmniejszyła się również liczba zachorowań na rzeżączkę. Ponownie rok 2020 przyniósł dobre wieści, zarejestrowano o 659 mniej chorych niż 2019 roku.
W sferze życia seksualnego zauważyć można kolejną pozytywną zmianę. Powodem do radości jest baby-boom. Folkehelseinstituttet (Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego) dostrzegł, że w pierwszych miesiącach roku 2021 urodziło się o 2037 więcej dzieci niż w anologicznym okresie ubiegłego roku.
Styczeń–wrzesień 2021 | 43 661 |
Styczeń–wrzesień 2020 | 41 624 |
Zmiana | +2037 (+4,9 %) |
Praca zdalna, permittering, kwarantanna, izolacja oraz lockdown przyczyniły się nie tylko do wzrostu urodzeń i spadku zakażeń chorobami wenerycznymi. Podczas permitteringu czy kwarantanny dysponowaliśmy większą ilością czasu wolnego, co mogliśmy wykorzystać na rozwijanie pasji czy nadrobienie czytelniczych zaległości. Mogliśmy więcej uwagi poświęcić dzieciom, ugotować danie, na które od dawna mieliśmy ochotę, ale dotychczas brakowało sił na jego przygotowanie.
Nie taki wirus straszny jak go malują? Przyszło nam żyć w nowej rzeczywistości, byliśmy zmuszeni przewartościować swoje życie. Nie mamy bezpośredniego wpływu na obrót spraw związanych z koronawirusem. Zamiast się pogrążać i codziennie walczyć z wiatrakami, spróbujmy zauważyć nawet te najmniejsze zalety. Wykorzystajmy ten okres najlepiej jak tylko się da i starajmy się go przetrwać, z nadzieją, że wszystko wróci do względnej normalności, do stanu rzeczy sprzed pandemii.
Zdjęcie: Unsplash