Ukraińskie kino w czasie wojny
Obecnie duże miasta Ukrainy znajdują się pod najcięższymi ostrzałami od początku pełnoskalowej inwazji wojsk rosyjskich. Każdej nocy nad Ukrainą może przelatywać nawet 500 rakiet i dronów, z czego ponad 200 bywa kierowanych na jedno miasto.. Wiele z nich dociera do granic miasta i trafia w budynki mieszkalne, w których śpią zwykli mieszkańcy.
Ludzie spędzają noce pod ostrzałem, z ryzykiem, że zginą we własnym łóżku, pod gruzami betonowych stropów. Chowają się z dziećmi w łazienkach, obkładając się poduszkami i kocami. Rano muszą iść do pracy, by utrzymać rodzinę i po prostu nie oszaleć. Ten koszmar powtarza się każdej nocy.
Aktorzy filmowi nie są wyjątkiem — cała ekipa filmowa znajduje się w tych samych warunkach. Po kolejnej ciężkiej nocy ludzie wychodzą z domu, biorą do ręki filiżankę kawy i muszą grać swoje role jeszcze jeden dzień — być może ostatni.
Wywiad z Kostiantinem Konovalovem, znanym ukraińskim reżyserem, scenarzystą i producentem, laureatem nagród filmowych.

Razem Norge: Jaka jest teraz sytuacja w Kijowie? Jak wygląda codzienne życie reżysera, aktora, człowieka z planu filmowego, gdy się budzi po kolejnym ostrzale i wychodzi na ulicę?
Konstantin Konovalov: Teraz wszystko wygląda bardzo dziwnie. Gdybym przyjechał z jakiegoś spokojnego europejskiego kraju, zdziwiłoby mnie to, że ludzie wstają rano po ostrzałach i idą do pracy. Ale życie filmowe trwa. Podczas gdy my rozmawiamy, moi koledzy równolegle kręcą filmy — i wszyscy już się przyzwyczaili do pracy w takich warunkach (pod ostrzałami).
Na przykład zdjęcia muszą zostać przerwane, gdy rozlega się alarm lotniczy. Oczywiście reżyser mógłby kontynuować, ale jest zasada: jeśli któryś z aktorów lub członków ekipy chce zejść do schronu, ma do tego pełne prawo i może opuścić plan.
Jak reagują aktorzy i ekipa? Na przykład: kręcicie scenę, rozlega się alarm, i zdajecie sobie sprawę, że rakiety mogą lecieć właśnie na was. Co wtedy?
Gdy ktoś z administracji krzyczy: „Alarm!”, ja mówię „Stop!”, bo nie mogę ryzykować bezpieczeństwa aktorów i ekipy. Kto chce — idzie do schronu. Ale sami rozumiecie — jeśli odchodzi choć część grupy albo aktor, który jest w kadrze, zdjęcia się zatrzymują i wszyscy czekamy.

To oczywiście wpływa na ukraińskie kino, na produkcję filmową, bo przy wyborze lokacji reżyser musi brać pod uwagę, że w każdej chwili będzie trzeba się schować.
Rozumiem też, że plan filmowy, na którym kręci się ukraińskie kino, to bardzo atrakcyjny cel dla ataku rakietowego. Rosjanie mogliby to dobrze wykorzystać w swojej propagandzie.
Kręciłem film o Ołeksandrze Dowżence w Odessie. W Odessie sytuacja z ostrzałami jest trudniejsza niż w Kijowie, bo blisko stąd do Krymu i Morza Czarnego. Podczas alarmu musimy razem zejść do schronu. Od momentu sygnału mamy według zasad dwie minuty, by się ukryć… A rakieta potrzebuje właśnie około dwóch minut, by dolecieć do celu.
Miałem taki przypadek: jedna z lokacji to była plaża. Plaża, na której mieliśmy stworzyć rybacką chatę z łodziami i sieciami — sceny z lat 20. XX wieku, odesscy rybacy. Musieliśmy uzyskać pozwolenie od administracji wojskowej na wszystkie zdjęcia na plaży. Początkowo nam zabroniono, bo skupisko łodzi mogłoby przyciągnąć uwagę wroga.
Potem trzeba było znaleźć schronienie. Nie mogliśmy znaleźć schronu w pobliżu plaży. Nie udało się też dostarczyć mobilnych schronów na miejsce. Wszystkie sceny morskie stanęły pod znakiem zapytania. Producent zaproponował: „Przepiszmy scenariusz, niech bohaterowie spacerują po lesie, a nie nad morzem”. Odpowiedziałem, że tak być nie może.
Chciałem, żeby na plaży było dziesięć łodzi. Pozwolono na dwie lub trzy, choć nasi scenografowie pomalowali już dziesięć. Osiem trzeba było odesłać — a to przecież koszty, więc musieliśmy się jakoś ratować.

Wziąłem więc wolny dzień i sam poszedłem szukać schronu wzdłuż wybrzeża. Znalazłem prawdziwy bunkier z czasów zimnej wojny — tuż obok lokacji. Okazało się, że dojście z planu do bunkra zajmuje dokładnie dwie minuty — idealnie. Schron był wykuty w skałach, solidny i dobrze zachowany. Nagrałem wideo, wysłałem producentom i powiedziałem, że nie trzeba niczego przepisywać. Nakręciliśmy tam scenę. Na szczęście tego dnia nie było alarmu.
Teraz nie możemy też kręcić w nocy, bo duże reflektory działają jak sygnał dla wroga. Jeśli rosyjski dron zwiadowczy to zauważy, może naprowadzić rakietę na plan filmowy. To wszystko tworzy ogromne napięcie, ale można się do tego dostosować.
Czy ludzie się boją? Czy to wpływa na aktorów i ekipę? Czy już się do tego przyzwyczaili?
To motywuje. Tempo pracy stało się szybsze. Mniejsze budżety, większa presja — wszystko to tworzy warunki, w których przed 2022 rokiem nie mógłbym pracować. Wtedy powiedziałbym producentom, że nie da się wprowadzić tylu zmian. Teraz trzeba być bardziej zdecydowanym, podejmować szybkie decyzje — artystyczne i organizacyjne — żeby zdążyć wszystko nakręcić.
Jak ekipa pomaga sobie nawzajem w takich momentach? Czy wspieracie się psychicznie?
Zadaniem reżysera jest stworzyć mikroklimat, dać każdemu wiarę w to, co robimy — że to ma sens. Mamy wspólny cel, i nawet w takich trudnych warunkach możemy go osiągnąć.
Moi koledzy kręcili na dachu wieżowca w Kijowie. To były sceny, jakich jeszcze nie robiono podczas wojny. Wiedzieli, że to otwarte miejsce, więc niebezpieczne. Żeby się tam dostać, trzeba było wjechać windą. Na dachu, na platformie, było dwadzieścia osób.
Kiedy usłyszeli alarm, wszyscy zaczęli zjeżdżać na dół. Ale trudno jest zjechać jedną windą, która mieści cztery osoby. Operator w tym czasie ratował sprzęt, który kosztuje fortunę. I nagle obok budynku przeleciała rakieta. Była widoczna gołym okiem — włączyli telefony i nagrali ją, jak przelatuje obok planu filmowego na dachu.
Oczywiście pierwsze takie sytuacje wywoływały panikę. Gdy kręcisz scenę i nagle przelatuje rakieta, trudno potem wrócić do formy. Zwłaszcza jeśli nagrywasz komedię romantyczną, sceny miłosne. Aktorka, która ma grać szczęśliwą i uśmiechniętą dziewczynę, mogła kilka godzin wcześniej przeżyć nocny nalot. A potem musi wejść na plan i zagrać szczęśliwie zakochaną.
Dlaczego nadal to robicie? Dlaczego ludzie wychodzą na plan filmowy . Robicie to dla siebie, dla przyszłości twórczej swoich przyjaciół?

W społeczeństwie toczyła się dyskusja — czy w ogóle warto kręcić filmy podczas wojny, i jakie filmy powinno się tworzyć. Czy warto przeznaczać na to pieniądze? Przecież trwa wojna, a potrzeby są ogromne — sprzęt ochronny, broń, amunicja, mundury, silniki diesla. To wszystko pochłania ogromne środki.
Powstaje więc dylemat — czy w czasie wojny warto finansować ukraińskie kino. Okazało się, że część społeczeństwa uważa, że tak.
Bo tak naprawdę walczymy o wartości wieczne — a te można przekazać tylko w filmie.
Ukraińskie kino. Zdjęcia z planów filmowych – materiały Konstantina Knovalova
