Po długiej i brutalnej zimie i prawie nieistniejącym sezonie wiosennym wreszcie nadeszło lato. Udekorowane kwiatami ulice barwią pejzaż miasta, a zewnętrzne tarasy pełne są uśmiechniętych ludzi w przewiewnych letnich ubraniach. Każdy skrawek trawy w Oslo jest pokryty piknikowymi kocami, jedzeniem i piciem, a wszyscy mówią o festiwalach organizowanych zarówno w mieście, jak i poza nim. Festiwale jedzenia, festiwale muzyczne, lato jest synonimem wszelkich festiwali. A kiedy nie bawimy się na festynie, na świeżym powietrzu z przyjaciółmi, to wyjeżdżamy na wakacje za granicę lub na wycieczfkę do domku nad morzem.
Mieszkańcy Norwegii są pozbawieni witaminy D od ponad pół roku i dlatego gdy wzrasta temperatura zachowujemy się jak jaszczurki. Wyczołgujemy się z naszych ciemnych jaskiń, gdy tylko słońce ogłosi swoje nadejście, kładziemy się i pieczemy aż do zachodu słońca. Nigdy nie widziałam Norwegów tak szczęśliwych jak wtedy, gdy niebo jest błękitne, a kurtka zostaje w domu. Teoretycznie nigdy nie powinno być lepszego czasu na cieszenie się życiem singla niż okres lata.
Nie pamiętam dokładnie, kiedy po raz pierwszy usłyszałam określenie „hot girl summer”, ale temat zakorzenił się na Instagramie i często używa się tego określenia, by komplementować świeżo upieczone singielki, które błyszczą na zdjęciach opublikowanych po tym, gdy bycie singielką stało się faktem. Zdjęcia z wieczorów panieńskich, wakacji nad morzem i innych okazji, gdzie najważniejsze jest życie towarzyskie, szerokie uśmiechy i fantastyczne ubrania.
Teoretycznie to lato powinno być moim tak zwanym „hot girl summer”, ponieważ nie jestem w związku, nie byłam od dłuższego czasu, ani obecnie z nikim się nie spotykam. Usunęłam aplikacje randkowe, bo w mieście, w którym ludzie często są tak pijani, trudno mi traktować poważnie kogoś, kto chce się ze mną skontaktować. Tym samym możliwość pójścia choćby na jedną randkę jest ograniczona do kogoś, kogo poznałabym przez wspólnych znajomych. Być może kogoś, kogo już wcześniej znałam.
Wielu mówi, że zazdroszczą mi tej samotnej egzystencji i radzą, abym cieszyła się nią w pełni. Gdybym była dziesięć czy piętnaście lat młodsza, może inaczej patrzyłabym na sytuację, bo wtedy nie miałabym czasu na przeżycie wszystkiego, co przeżyłam w ostatniej dekadzie. Fizycznie czuję się lepiej niż wcześniej, z letnią sylwetką, z której jestem w końcu zadowolona, i szafą pełną stylowych ubrań. Regularnie chodzę do fryzjera i dobrze się bawię robiąc makijaż i malując paznokcie w łazience. Zawsze dobrze się bawię z moimi przyjaciółmi i znajomymi. Ale zabawa kończy się niestety zawsze, gdy tylko zostaję sama ze sobą i swoimi myślami, zupełnie bez rozpraszaczy. Dopiero gdy jestem sama, ten egzystencjalny kryzys uderza we mnie jak grom z jasnego nieba. Mówi mi, że jestem kobietą po trzydziestce, która przeszła od bycia konkubentką i żoną, a skończyła w pokoju w akademiku, zmuszona do poruszania się po brutalnym rynku randkowym, gdzie ludzie są wykorzystywani i odrzucani równie sumiennie, jak modne ciuchy z chińskich sklepów internetowych. Dla wielu lato to najlepsza pora na pyszny flirt i może trochę wakacyjnego romansu, ale dla mnie to będzie lato, być może pierwsze z wielu, w którym na pierwszym miejscu stawiam nowe i stare przyjaźnie, i całe moje życie miłosne w oczekiwaniu. Pomysł jest jednocześnie dziwny, bolesny i miły. Bogate życie towarzyskie to wspaniały dar, którego nie wolno lekceważyć. Nigdy nie myślałam jednak, że będę żyć jak bohetarki serialu „Seks i single” skupione na garderobie, spotkaniach z przyjaciółmi, wysokich wydatkach na drinki i restauracje i z niczym, czego można by się trzymać na froncie miłosnym. Jak na ironię, jestem także pisarką, podobnie jak bohaterka serialu, Carrie Bradshaw.
Jako pisarz jesteś przyzwyczajony do obserwowania ludzi i analizowania sytuacji. Jedną z obserwacji, którą poczyniłam, jest to, że w rejonie Oslo jest bardzo duża liczba kobiet w takiej samej sytuacji jak ja. Kobiet, które są zmęczone byciem ranionymi, zmęczone frywolnymi związkami, zmęczone przeglądaniem aplikacji. Niektóre po prostu całkowicie zrezygnowały z miłości na rzecz wzbogacenia swojego życia nowymi i starymi przyjaźniami. Ich „lato gorącej dziewczyny” jest definiowane w taki sam sposób jak moje. Traktujemy siebie nawzajem priorytetowo i dobrze się bawimy na festiwalach i piknikach. Z czasem większość z nas pewnie znajdzie miłość, ale lato w Norwegii jest niestety zdecydowanie za krótkie, a każdy dzień jest okazją do tworzenia miłych wspomnień razem z ludźmi, którzy nas uszczęśliwiają. Nie wolno nam tego odrzucać!