Seria „Ja jestem…” kieruje uwagę na zjawisko rasizmu i dyskryminacji. Jej bohaterowie dzielą się swoimi doświadczeniami, które niejednokrotnie doprowadziły ich do twórczych i zaskakujących rozwiązań. Co człowiek, to historia, którą warto poznać.
Mauricio siedział na schodach przed teatrem, w sercu Santiago, swojego rodzinnego miasta. Był zwyczajnym studentem z Chile, nie szukał kłopotów. Życie jednak potrafi wciągnąć człowieka w wir nieoczekiwanych wydarzeń. Tamtego dnia pod stołeczny teatr przyjechała kolumna samochodów; uzbrojeni ludzie, cywile i generał. Do przechodzącego generała Mauricio uśmiechnął się sarkastycznie, jakby tym uśmiechem chciał wyrazić to, co myślał na temat reżimu. Generał odpowiedział tym samym uśmiechem, i to zmieniło wszystko.
Służbiści, grożąc bronią, zabrali go do policyjnego autobusu. W Chile Pinocheta takie rzeczy należały do normalności. Jeden grymas twarzy wystarczył jako powód. Mauricio Caamaño znalazł się w areszcie, choć nie miał nic wspólnego z polityką. Życie, które znał, przepadło. Wyrzucono go z uniwersytetu, był pod ciągłą obserwacją. Gdy nadarzyła się okazja, zdecydował się wyjechać z Chile. Znalazł się w Norwegii, daleko od domu, daleko od wszystkiego, co znał. Ale i tu, w spokojnym kraju fiordów, nie zawsze było łatwo.
Czterdzieści lat później w Kristiansand otacza go inna rzeczywistość. Z Norwegią, tak różną od Chile, Mauricio związał swoje życie.
Dzisiaj dyskryminacja nie dotyka go osobiście, ale widzi ją wokół siebie. Mauricio pamięta, co znaczy być dyskryminowanym. Zna to uczucie, kiedy system cię miażdży lub ktoś cię ocenia przez pryzmat twojego pochodzenia czy akcentu. Doświadczył bycia “tym obcym”.
Prostsze życie
W Norwegii, gdzie życie jest prostsze, Mauricio znalazł spokój, choć wciąż nosi w sobie tamten uśmiech, który zmienił jego los. Próbuje dopasować się, znaleźć swoje miejsce. Gra na gitarze, bo to właśnie muzyka jest jego sposobem na życie, na łączenie się z ludźmi. Jest dla niego kluczem do integracji i znalezienia wspólnego języka.
Życie Mauricio uległo zmianie, podobnie zmienił się ustrój w Chile. Tam jednak interesy wpływowych grup nadal często stawia się ponad prawami człowieka, a dyskryminacja odbywa się na wielu poziomach, także politycznym. Wspomina o Mapuche, wojowniczym ludzie, który przez stulecia walczył o swoje ziemie, i nadal walczy. Teraz to nie tylko walka o przetrwanie, ale o godność.
– Stanowczo sprzeciwiam się wszelkim przejawom dyskryminacji i rasizmu, gdziekolwiek na świecie. To, co dzieje się teraz w Palestynie jest okropne i bardzo boli mnie widok bombardowanych ludzi, bezdomnych dzieci, sierot, bólu i niesprawiedliwości.
Jego własna historia związana z prześladowaniem politycznym zakończyła się dawno i całkiem pomyślnie. Ogromna niesprawiedliwość i prześladowanie trwa. W Chile już nie dotyczy przekonań politycznych, lecz pochodzenia. Historia wojowniczego ludu Mapuche, zamieszkującego południe Chile i Argentyny, który przez wieki opierał się inwazji Hiszpanów, od stuleci naznaczona jest krwawą walką i stanowi wciąż żywy przykład niesprawiedliwości i prześladowań. Mapuche nadal doświadczają dyskryminacji ze strony rządu i interesów korporacyjnych.
Nadal są mordowani i oskarżani o rzeczy, których nie zrobili.
Interesy ekonomiczne i polityczne przyćmiewają prawa i godność człowieka. Przemoc i dyskryminacja, z jaką boryka się lud Mapuche i inne grupy rdzennych mieszkańców kontynentu, wciąż występuje w Ameryce Południowej, w tym w Chile.
– Chociaż nie jest to taki sam konflikt, widok mordów niewinnych ludzi w Palestynie przypomina mi to, co dzieje się z ludem Mapuche.
Dwie głośne sprawy, w których wojsko zamordowało działaczy Mapuche, to śmierć Camilo Catrillanca, postrzelonego w tył głowy w listopadzie 2018 r. przez chilijską Grupę Operacji Specjalnych Policji (GOPE). Wydarzyło się to, gdy jechał traktorem przez swoje pola w regionie Araucanía w Chile. Inny przypadek dotyczy zastrzelenia Rafaela Nahuela w listopadzie 2017 r., tym razem w Argentynie, w trakcie protestu przeciwko przymusowej eksmisji jego społeczności z jeziora Mascardi w Argentynie.
Dyskryminacja i idąca za nią przemoc jest głęboko zakorzeniona w historii Ameryki Południowej. Interesy ekonomiczne i polityczne są stawiane ponad godnością i prawami człowieka.
Według bohatera naszej serii dyskryminacja w Chile dotyczy wielu osób, nie tylko ludu Mapuche.
– Ci, którzy żyją w ekstremalnym ubóstwie, doświadczają opuszczenia. Jeśli ktoś ma trudne życie bez szans na edukację, to łatwo może popaść w alkoholizm, prostytucję, narkotyki. Nie chcę powiedzieć, że wszyscy biedni idą tą samą drogą. Jednak system nie uwzględnia ubogich – opowiada Mauricio.
Sprawiedliwość społeczna Norwegii stoi w ostrym kontraście z tamtą rzeczywistością.
Kiedyś i dziś
Mauricio już blisko czterdzieści lat mieszka w Norwegii. Przyleciał tu…
– Przyleciałem dokładnie czwartego kwietnia 1988 roku, o godzinie 10.10 rano – wspomina z lekkim uśmiechem na twarzy. Za tym uśmiechem kryją się wspomnienia, zarówno dobre, jak i te nienajlepsze.
Dobre, bo w Norwegii zaznał trochę spokoju.
– To nie architektura czy transport mnie zaskoczyły. Chile jest nowoczesnym krajem. Jednak ma bardzo silnie zaznaczone klasy społeczne. W Norwegii zaskoczył mnie brak ubóstwa, nie było go widać, podobnie jak wojska na ulicach.
Gorsze, ponieważ czterdzieści lat temu było w Norwegii więcej dyskryminacji niż obecnie.
– Przebywałem w Norwegii od czterech miesięcy i wraz z kolegą chciałem odwiedzić kumpla na Flekkerøy. Żeby się tam dostać, musieliśmy przeprawić się promem. Płynęliśmy razem z grupą nastolatków, którzy zaczęli w nas rzucać różnymi przedmiotami. Strasznie mnie to zirytowało, ponieważ my byliśmy tylko we dwóch, ich było wielu. To widok, który zawsze mnie dziwi, kiedy grupa występuje przeciw jednemu.
To jedna z kilku sytuacji związanych z obraźliwym traktowaniem, którego doświadczył w Norwegii. W ciągu czterdziestu lat, które spędził w kraju fiordów, spotkało go to kilka razy. Na przestrzeni tych lat wiele się zmieniło.
– Dyskryminacja w Norwegii zmniejszyła się, zdecydowanie. Nasza generacja ma dzieci i one mają już swoje. Widzimy więc grupy, które w wielu przypadkach składają się z norweskiej młodzieży o zagranicznym pochodzeniu. Stało się to normalnością i myślę, że właśnie dlatego dyskryminacja jest mniejsza.
Mauricio podkreśla, że Norwegia jest spokojnym i przyjaznym krajem.
– Nie można oceniać Norwegii z powodu jakiejś jednej osoby, która dyskryminuje przyjezdnych. Mam tu wielu dobrych przyjaciół. Miałem to szczęście, że poznałem ludzi, z którymi nadal się przyjaźnię.
Klucz do integracji
Integracja w praktyce wymaga czasu i wzajemnego poznania. Bez tego kontrolę mogą przejąć osądy i stereotypy, co często prowadzi do gorszego traktowania jednostki czy całej grupy.
– Mi w integracji pomogła muzyka. Nie jestem zbyt towarzyski, za to dość nieśmiały. Kiedy, będąc w nowym miejscu, wyjmuję gitarę i zaczynam grać, łatwiej mi poznawać innych. To mój sposób na łączenie się z ludźmi, który daje mi poczucie bezpieczeństwa. Ludzie podchodzą, pytają, skąd pochodzę, próbują mówić po hiszpańsku. Rozmawiamy o sztuce czy muzyce i okazuje się, że mamy ze sobą coś wspólnego.
Muzyka to dla Mauricio hobby, odskocznia i terapia w jednym. Wolne chwile wykorzystuje na uwalnianie brzmień z gitary czy basu. Wraz z żoną Miriam tworzą duet Barrio Sur, chętnie zapraszając innych muzyków do wspólnych występów.
Mauricio, dotknięty urazami powypadkowymi, a także psychicznymi traumami, które mają swoje korzenie w trudnych relacjach z dzieciństwa, przebywa na AAP. Działa jednak jako wolontariusz we Foreningen for Flerkulturelt Recovery-arbeid (FFRA). Stowarzyszenie prowadzi cykliczne spotkania En suppe for sjelen (Zupa dla duszy), na których muzyka płynnie przeplata się ze szczerymi wyznaniami zaproszonych gości, zwykle na tematy związane z trudnościami w obszarach zdrowia psychicznego. Przybyli są także częstowani tytułową zupą, przygotowywaną przez kucharzy z różnych stron świata. Wydarzenie jest bezpłatne.
Osobiste wyzwania
Mauricio przyznaje, że czasem trudno mu odczytać spojrzenia czy intencje ludzi.
– Spojrzenia ludzi interpretuję czasem poprzez własne filtry, które mogą zniekształcać obraz. Przez to mogę tworzyć fałszywe historie. Jednak gdy zaczynam rozmawiać i poznawać ludzi, potrafię opuścić gardę i wyluzować.
Kontakt z ludźmi, którzy robią pierwszy krok, rozpoczynają rozmowę, pomaga mu się otworzyć.
– Staram się słuchać. Komunikacja jest bardzo ważna. Trzeba widzieć ludzi, ale patrzeć na to, co w środku, a nie na zewnątrz. To normalne, że do wyglądu dorabiamy historię. Widzisz długowłosego, wielkiego faceta w skórzanej kurtce i sądzisz, że należy do gangu motocyklowego. A okazuje się, że to bardzo przyjazny człowiek. Kluczowe jest, aby najpierw uważnie słuchać, zanim wyciągnie się ostateczne wnioski. Trzeba też być uprzejmym. Więc jeśli widzę kogoś, kto jest trochę zmęczony lub ma po prostu cięższy okres, poświęcam czas na wypicie z nim filiżanki kawy i słucham więcej, niż mówię. Choć czasami wciąż kierują mną uprzedzenia, dostrzegam to i staram się od nich uwolnić.
Ja jestem…
Jestem… z Chile (śmiech). I tęsknię za Chile. Staram się dopasować, a tym samym być uprzejmym dla ludzi i ich szanować. Ale nie mam talentu do życia towarzyskiego. Pracuję nad tym. Jestem też bardzo prostym człowiekiem. Jestem człowiekiem z dobrymi intencjami, z mnóstwem kompleksów, który lubi dobre rozmowy. I kocham piłkę nożną. Pamiętam polską drużynę piłkarską z 1974 roku, wygrywała, zajęła trzecie miejsce. Był na tych mistrzostwach Grzegorz Lato i Deyna.