Wiele osób rozpoczynających wakacje w poniedziałek 4 lipca, wróciło do domu rozczarowanych. Po przerwie w negocjacjach około 900 pilotów SAS z Norwegii, Danii i Szwecji rozpoczęło strajk. Oznacza to, że nie wszyscy pasażerowie dotrą tam, gdzie planowali, chyba że przesiądą się do innych środków transportu lub kupią bilety w innych liniach lotniczych.
Według agencji informacyjnej TT, strajk pilotów SAS dotknie około 250 odlotów i 45 000 pasażerów dziennie. Analitycy oszacowali, że każdego dnia strajk będzie kosztował linie lotnicze SAS od 80 do 100 mln koron.
I pomimo, że strajku się spodziewano, to i tak na lotniskach zapanował chaos.
Tylko w Norwegii Stowarzyszenie Pilotów wezwało do strajku 254 pilotów, a organizacja Parat 148.
Strajk pilotów SAS
Według sondażu przeprowadzonego przez dziennik VG strajk pilotów prawdopodobnie wpłynie na 60% lotów SAS do i z norweskich lotnisk w poniedziałek, wtorek, środę i czwartek. Według samego SAS w tym okresie odwołanych zostanie 585 z 963 lotów obsługiwanych przez skandynawskie linie lotnicze do i z Norwegii.
Okres, w którym rozpoczyna się sezon wakacyjny to nie najlepszy moment dla firmy, która w ostatnim czasie boryka się z poważnymi problemami finansowymi. Próbą ratowania grupy SAS jest choćby uruchomiony w lutym br. program oszczędnościowy „SAS Forward”, który ma obniżyć roczne koszty o 7,5 mld SEK.
Jak informuje E24 Szwecja i Dania posiadają po 21,8 procent SAS, podczas gdy Norwegia całkowicie sprzedała swoje udziały w SAS w 2018 roku. SAS nadal ma dług w tych trzech krajach, z których każdy wybrał inną strategię w obliczu kryzysu.
Większość polityczna w Danii pozwala na konwersję długu SAS na akcje, a także jest skłonna zwiększyć duński udział własnościowy w SAS do 22-30 proc. Szwecja nie chce inwestować teraz więcej pieniędzy, ale skłonna jest zamienić dług SAS na akcje. Zadłużenie SAS wobec Norwegii to 1,5 mld NOK, które to norweski rząd jest skłonny zamienić na akcję, jednak Norwegia podobnie jak Szwecja nie chce inwestować nowych środków.
Liderka LO Peggy Hessen Følsvik uważa, że za ten konflikt odpowiedzialne jest wyłącznie kierownictwo SAS, które nie znalazło odpowiedniego rozwiązania swojej sytuacji. W rozmowie z VG (za E24) mówiła, że kierownictwo SAS złamało reguły gry związane z nordyckim modelem bezpiecznego zatrudnienia zakładając nowe firmy, w których zwolnieni piloci muszą ponownie starać się o pracę. Z tego względu piloci mają pełne wsparcie LO.
Przypomnijmy, że w związku z pandemią, SAS musiał zmniejszyć o połowę swoją siłę roboczą i zwolnił setki pilotów, po czym SAS założył nowe spółki zależne (SAS Link i SAS Connect), w których zwolnieni piloci i personel pokładowy muszą ponownie ubiegać się o pracę.
Lot odwołany, co robić?
Ważne jest aby przygotować się na ewentualność, że lot zostanie odwołany – radzą specjaliści. Lub zakupić bilet z funkcją flexi, czyli opcją dokonania zmian już po zakupie. Najważniejsze jednak, aby nie anulować podróży samodzielnie, tylko czekać, aż linia lotnicza to zrobi.
– W takim wypadku przysługuje nam prawo do zmiany rezerwacji lub pełnego zwrotu i odszkodowania według standardowych stawek. Jeśli natomiast sami zrezygnujemy, nic w zamian nie dostaniemy – mówił w rozmowie z NRK prawnik ds. konsumentów Thomas Iversen.
Jeśli nasz lot zostanie odwołany, mamy prawo żądać jak najszybszej zmiany rezerwacji lub zwrotu pieniędzy. Ponadto można otrzymać zwrot kosztów wyżywienia w czasie oczekiwania, a w razie potrzeby także zwrot za nocleg w hotelu.
Sytuacja z jaką teraz podróżni mają do czynienia, oznacza według prawnika to, że należy ubiegać się o zwrot pieniędzy za niezrealizowaną usługę i dodatkowo poniesione koszty z tego powodu.
Stawka odszkodowania, jaką można uzyskać od linii lotniczych jest różna, ale można ją obliczyć na stronie internetowej Rady Konsumentów. Tu można również sprawdzić, jakie prawa przysługują pasażerom samolotów.
Ubezpieczenie podróżne nie obowiązuje w przypadku strajku, lokautu lub bankructwa, ale jeśli zdarzy się nam w chaosie zgubić bagaż, należy skontaktować się z ubezpieczycielem.