Lasy, jezioro i 135 kilometrów dzieliły Aleksandrę i Marcina od najbliższej urny wyborczej. Z Treungen, miejscowości na południu Norwegii, gdzie pracują sezonowo na glampingowym kempingu, przyjechali w niedzielę 1 czerwca br. do Kristiansand, by oddać swój głos w wyborach Prezydenta RP.

Foto: Katarzyna Karp / Razem Norge
– Jestem szczęśliwy, że w ogóle możemy to zrobić. I że jest to tak zorganizowane, że się da. To wciąż mnie zaskakuje. Moi znajomi mieszkają w Vík na Islandii, gdzie żyje 400 osób – i tam też mogą głosować – mówi Marcin Grabski.
W Kristiansand w ostatnią niedzielę zagłosowało ponad 1000 osób. Aleksandra i Marcin także należą do tej grupy obywateli, którzy z dala od kraju chcą aktywnie uczestniczyć w wyborach.
Jednak dla Aleksandry to coś więcej niż obywatelski obowiązek.
– Pochodzę z Ukrainy, a polskie obywatelstwo mam od pięciu lat. Możliwość uczestniczenia w polskich wyborach jest długooczekiwanym przywilejem. Pierwsze moje wybory, do Parlamentu, były dla mnie bardzo emocjonalne i szczególne. Teraz jest spokojniej, jednak wciąż bardzo się cieszę, że mogę z tego przywileju korzystać – opowiada Aleksandra.

Foto: Katarzyna Karp / Razem Norge

– Dla mnie wybory to obowiązek. Nawet chciałbym, żeby było wprowadzone prawo obligujące do udziału w nich – dodaje Marcin.
Opinie dotyczące możliwości oddawania głosu przez Polonię różnią się. Jednak Marcin nie widzi tu kontrowersji.
– Uważam, że jeśli ktoś jest polskim obywatelem, poczuwa się do tego i chce pójść na wybory, to oznacza, że w jakiś sposób jest związany z Polską. Dla mnie dziwne byłoby zabieranie tego prawa.
Aleksandra dostrzega jednak więcej niuansów.
– Wiele zależy od tego, na ile ktoś czuje się związany z krajem. Zachowałam obywatelstwo ukraińskie, aczkolwiek nie uczestniczę w ukraińskich wyborach. Czuję nawet, że nie powinnam tego robić, ponieważ moje życie jest bardzo mocno związane z Polską. Nie zamierzam wracać na Ukrainę i nie wiem co się tam dzieje. Dlatego w moim odczuciu nie powinnam podejmować decyzji za ludzi, którzy tam mieszkają, szczególnie w tej trudnej sytuacji.

Dla Aleksandry i Marcina wycieczka do Kristiansand miała również mniej obywatelski aspekt.
– Przy okazji wyprawy na wybory byliśmy w sklepie, a dawno go nie widzieliśmy – śmieje się Marcin. – A koleżanka z Belgii, która nas przywiozła, bardzo chciała zjeść pizzę. Teraz pojedziemy spełnić jej marzenie.
Przeczytaj również:
Jak Polacy w Norwegii głosowali w II turze
