Opłata środowiskowa, która miała być zachętą do redukcji emisji CO₂, stała się przyczyną dodatkowej emisji dwutlenku węgla i problemów lokalnych firm. Czy nowy podatek uratuje norweskie ciepłownie?
Co roku z norweskiego Sunnfjord 200 ciężarówek z odpadami jeździ do odległego o 559 kilometrów zakładu ciepłowniczego w Åmotfors w Szwecji. Tam śmieci są spalane i przetwarzane na energię. Mogłyby trafić do położonej znacznie bliżej (197 km) ciepłowni w Bergen, ale zakład w Sunnfjord pobiera niższą opłatę za obowiązkową utylizację odpadów. Jest tańszy, bo w Szwecji nie istnieje podatek od emisji CO₂.
W Norwegii dodatkowa opłata emisyjna wynosi 537 NOK za tonę spalonych odpadów. Miała być zachętą do redukcji emisji i inwestycji w technologie sprzyjające ograniczeniu odpadów. W rzeczywistości jednak znacznie ogranicza konkurencyjność norweskich zakładów, które muszą doliczyć kwotę podatku do ceny za usługę. W rezultacie przegrywają przetargi organizowane przez norweskie miasta, ponieważ cena jest głównym kryterium wyboru oferty.
Organizacje ekologiczne oszacowały, że sam transport odpadów do Szwecji zamiast do pobliskiego Bergen powoduje emisję dodatkowych 180 ton CO₂.
Jeszcze większym problem jest brak paliwa w norweskich ciepłowniach. Zakład w Radal pod Bergen dzięki spalanym odpadom ogrzewa domy i wodę w mieście. Obsługuje np. szpital w Haukenland i Uniwersytet w Bergen. Obecnie zakład nie wykorzystuje swoich możliwości i przynosi straty i może nie zagwarantować ogrzewania Bergen na wystarczającym poziomie. Dotyczy to także wielu innych norweskich ciepłowni.
Organizacja ekologiczna Zero proponuje wprowadzenie nowego podatku. Miałaby to być opłata za eksport śmieci. Dzięki niej spalanie odpadów w Norwegii stałoby się bardziej atrakcyjne ekonomicznie.
Jak podaje Aftenposten w ubiegłym roku z Norwegii do Szwecji wyeksportowano 500 000 ton odpadów.