Artykuł jest opublikowany w dziale Opinia i wyraża poglądy autorki.
Norwegia uchodzi za kraj równych szans miejsce, gdzie kompetencje, ciężka praca i determinacja powinny otwierać drzwi do kariery. Jednak w praktyce okazuje się, że wielu ludzi, zwłaszcza obcokrajowców, mimo wysokich kwalifikacji i gotowości do pracy, pozostaje niezauważonych. To nie tylko osobiste wyzwanie, ale też strata potencjału, który mógłby realnie wzmocnić norweski rynek pracy.
Na konferencjach i w raportach mówi się zwykle o przeszkodach formalnych: braku perfekcyjnej znajomości języka, doświadczenia zawodowego zdobytego lokalnie, ograniczonej sieci kontaktów czy o dyplomach, które – choć formalnie uznane – bywają traktowane gorzej niż norweskie.
Ale są też bariery mniej widoczne. CV z obcobrzmiącym nazwiskiem częściej odkładane jest na bok. Akcent w języku norweskim bywa przeszkodą, nawet jeśli kandydat komunikuje się płynnie. Po dziesiątkach odrzuconych aplikacji wielu ludzi traci wiarę w siebie i motywację do dalszych prób.
Z perspektywy doradcy… i migrantki
Od lat pracuję jako karriereveileder w Norwegii. Prowadzę kursy, szkolenia i indywidualne doradztwo dla osób bezrobotnych. To praca, która nie polega tylko na pomocy w napisaniu CV czy podania, choć to oczywiście ważne. Kluczowe jest dawanie ludziom narzędzi i wiedzy o tym, jak działa norweski rynek pracy, jakie są jego realia, czego oczekują pracodawcy, jakie przepisy obowiązują i jak budować własną ścieżkę zawodową krok po kroku.
Spotykam kobiety, Polki, które znają język norweski na poziomie B1 czy B2, a mimo to mówią: „nie mówię po norwesku”. Mówią to… po norwesku, w trakcie zajęć prowadzonych w tym języku. Potrafią, ale brakuje im pewności siebie. Słyszę od nich, że proponuje się im prace przy sprzątaniu niezależnie od tego, jakie mają kwalifikacje – bo „jakoś trzeba zacząć” i „trzeba uczyć się języka”. Problemem jest też brak możliwości praktykowania tego języka, bo jak go szlifować, odkurzając puste biura w samotności? Chyba że faktycznie istnieją już odkurzacze z wbudowanymi kursami językowymi, wtedy zwracam honor.
Moja praca to także budowanie poczucia wartości, przywracanie wiary we własne kompetencje, towarzyszenie w procesie zmiany i przypominanie, że sukces zawodowy to nie zawsze wielkie stanowiska i wysokie pensje. Czasem to stabilna praca, rozwój i przyjazne środowisko coś, co daje poczucie bezpieczeństwa i sensu.
Niewidzialne kompetencje
Często słyszę, że w Norwegii brakuje ludzi z kwalifikacjami. A ja odpowiadam: ci ludzie są, tylko zbyt często pozostają niewidzialni.
Przykład? Mężczyzna, który brał udział w jednych z zajęć, przez lata pracował na budowie. Początkowo miało to być na chwilę, ale został tam na lata. Kiedy sprawdziliśmy jego dokumenty, okazało się, że jest magistrem w innej dziedzinie. Po uznaniu dyplomu, wsparciu i kontakcie z odpowiednimi instytucjami i pracodawcami rozpoczął pracę w swoim zawodzie. Ale to trwało. Po jakimś czasie napisał do mnie: „udało się, w końcu pracuję w mojej branży”. Takich historii mam wiele, na szczęście, i to daje ogromną satysfakcję.
Jedni zdobywają nowe wykształcenie, inni odkrywają dawne kompetencje. W sektorach takich jak zdrowie czy edukacja – gdzie brakuje rąk do pracy – imigranci mogliby wypełniać luki, które dziś są ogromnym wyzwaniem. Potrzebują tylko szansy.
Obalać stereotypy
Polka to nie tylko sprzątaczka, a Polak to nie tylko budowlaniec. To uproszczenia, które wciąż żyją w świadomości społecznej. Tak, wielu z nas pracuje w budowlance czy w usługach sprzątających i robi to z ogromnym profesjonalizmem. Wielu prowadzi w tych branżach własne firmy i to także jest sukces. Ale to nie cała prawda o naszej społeczności.
Obok tych zawodów są też prawnicy, lekarze, nauczyciele, artyści, menedżerowie i specjaliści w wielu innych dziedzinach. Mamy naprawdę szerokie spektrum kompetencji i doświadczeń, które mogą służyć norweskiemu społeczeństwu.
Problem w tym, że język debaty publicznej o imigrantach, nie tylko Polakach, zbyt często utrwala uproszczenia. A słowa mają wagę. Wpływają na sposób postrzegania i mogą zamykać drzwi tym, którzy powinni je mieć otwarte.
Norwegia potrzebuje wszystkich talentów, niezależnie od nazwiska, akcentu czy kraju pochodzenia. Jeśli chcemy mówić o włączaniu ludzi na rynek pracy, tzw. arbeidsinkludering, poważnie, musimy dostrzegać to, co dziś pozostaje niewidzialne. Trzeba przełamywać stereotypy, zmieniać język rozmowy i wspierać ludzi w ich drodze zawodowej.